poniedziałek, 15 września 2014
niemożliwie
tyle zmarnowanego powietrza, które nie stało się przyczyną powstania niczego nowego... a zmęczenie przybiera na wadze. ten większy oddech - w innym czasie mierzony, w innym miejscu zrobiony przyniósł jednocześnie ulgę i ból.
nie umiem tego wszystkiego na raz ogarnąć - nie umiem przeskoczyć samej siebie. gorzką prawdę popijam herbatą (tak właśnie!) mając nadzieję, że przełknę. ale to dławi do łez.
należę do tych naiwnych, wierzących, że całkiem źle być nie może, bo zawsze gdzieś tam jest jakieś światełko. ale chyba nie mam już siły, nie mam miejsca na kolejne siniaki. marudnieję. zgrzytam jak zepsute koło zębate. obojętnieję.
a w środku bałagan okropny. pląta się tam stary duch. bije serce mocniej, drżą usta mimo wszelkich prób przemówienia do rozsądku. tam wszystko bardzo się miota. bo pragnę niemożliwego.
nie umiem tego wszystkiego na raz ogarnąć - nie umiem przeskoczyć samej siebie. gorzką prawdę popijam herbatą (tak właśnie!) mając nadzieję, że przełknę. ale to dławi do łez.
należę do tych naiwnych, wierzących, że całkiem źle być nie może, bo zawsze gdzieś tam jest jakieś światełko. ale chyba nie mam już siły, nie mam miejsca na kolejne siniaki. marudnieję. zgrzytam jak zepsute koło zębate. obojętnieję.
a w środku bałagan okropny. pląta się tam stary duch. bije serce mocniej, drżą usta mimo wszelkich prób przemówienia do rozsądku. tam wszystko bardzo się miota. bo pragnę niemożliwego.
poniedziałek, 1 września 2014
Subskrybuj:
Posty (Atom)