sobota, 28 lutego 2009
czwartek, 26 lutego 2009
nawet nie umiem opisac tego, co siedzi we mnie
wszystko wydaje się być nieodpowiednie, niedobrane, niedopasowane.
ja sama jakoś nie mogę się zaklimatyzować
błądzę gdzieś w tyle ogona paskudnych owieczek, które naczytały się idealnych podręczników z przykładami, wzorcami, które niestety pozostają tylko idalnym stanem na papierze. rzeczywistość tnie wszystkich równo po paluszkach.
środa, 25 lutego 2009
barszcz czerwony z makaronem
bo niby czemu nie"?
dzień absurdu, dzień optymizmu, dzień zaskoczenia, dzień zadumy
toczy się wszystko kołem, ale w momentach gdy przyspiesza troszke boli głowa
no i się zapętlam z tym wszystkim razem, trochę na własne życzenie
tak wiele się zmienilo od zeszłego roku
tak wiele zmienia się teraz z każdym dniem
sama dostrzegam zmianę w sobie, w tym jak patrzę i jak pochłaniam to, co widzę. jak to interpretuję i wkładam na poszczególne półki. konkretne pudełka wypełnione skrawkami wspomnień, marzeń, nadziei, planów, obrazów. zamglone i niewyraźne momentami. czasem dziecinne i naiwne - ale to przy nich najwiecej się człowiek uśmiecha. i to one tak naprawdę są stałe, niezmienne... może po prostu bezpieczne.
kiedyś wszystko byłop prostsze. dwa plus dwa to było cztery i koniec. dziś w każdym pytaniu szuka się haczyka, drugiego dna - absurdalnego wykrzywienia rzeczywistości na potrzeby sytuacji.
zmęczona jestem permamentnie, zmęczona zmęczeniem, byciem na czas, brudnymi autobusami, śniegiem za oknem, ulotkami w skrzynce na listy. dlaczego ludzie już listów nie piszą?
kiedyś dużo pisałam... teraz tylko w okresach spadkowych
nie wiem czego chcę, nie wiem gdzie kończy się ryzyko, a zaczyna rewolucja...
nie zjadłam barszczu z makaronem
wszyscy odradzali
dziecko spróbowałoby
ja stchórzyłam
dzień absurdu, dzień optymizmu, dzień zaskoczenia, dzień zadumy
toczy się wszystko kołem, ale w momentach gdy przyspiesza troszke boli głowa
no i się zapętlam z tym wszystkim razem, trochę na własne życzenie
tak wiele się zmienilo od zeszłego roku
tak wiele zmienia się teraz z każdym dniem
sama dostrzegam zmianę w sobie, w tym jak patrzę i jak pochłaniam to, co widzę. jak to interpretuję i wkładam na poszczególne półki. konkretne pudełka wypełnione skrawkami wspomnień, marzeń, nadziei, planów, obrazów. zamglone i niewyraźne momentami. czasem dziecinne i naiwne - ale to przy nich najwiecej się człowiek uśmiecha. i to one tak naprawdę są stałe, niezmienne... może po prostu bezpieczne.
kiedyś wszystko byłop prostsze. dwa plus dwa to było cztery i koniec. dziś w każdym pytaniu szuka się haczyka, drugiego dna - absurdalnego wykrzywienia rzeczywistości na potrzeby sytuacji.
zmęczona jestem permamentnie, zmęczona zmęczeniem, byciem na czas, brudnymi autobusami, śniegiem za oknem, ulotkami w skrzynce na listy. dlaczego ludzie już listów nie piszą?
kiedyś dużo pisałam... teraz tylko w okresach spadkowych
nie wiem czego chcę, nie wiem gdzie kończy się ryzyko, a zaczyna rewolucja...
nie zjadłam barszczu z makaronem
wszyscy odradzali
dziecko spróbowałoby
ja stchórzyłam
wtorek, 17 lutego 2009
niedziela, 15 lutego 2009
the end of session
tak, oficjalnie można powiedzieć to koniec
wyszło nieźle, choć lekko żal, że przecież gdyby się przyłożyć mogło być lepiej.
ale i tak radość, że to już koniec i do soboty mam oficjalnie spokój i mogę w kwestii studiów odwalać leniwaca...no może pomijając licencjat, który należy szybko poprawić, no i jeszcze praktyki, które należy szybko zakończyć...no ale poza tym to spokój.
w każdym razie mam wolną niedzielę i nic nie muszę. mogę chcieć - ale to zależy ode mnie, więc nic nie chcę. siedzę, słucham muzyki, nie przejmuję się niczym. jutro jest daleko.
wyszło nieźle, choć lekko żal, że przecież gdyby się przyłożyć mogło być lepiej.
ale i tak radość, że to już koniec i do soboty mam oficjalnie spokój i mogę w kwestii studiów odwalać leniwaca...no może pomijając licencjat, który należy szybko poprawić, no i jeszcze praktyki, które należy szybko zakończyć...no ale poza tym to spokój.
w każdym razie mam wolną niedzielę i nic nie muszę. mogę chcieć - ale to zależy ode mnie, więc nic nie chcę. siedzę, słucham muzyki, nie przejmuję się niczym. jutro jest daleko.
piątek, 13 lutego 2009
ag w opałach
miałam więcej nie narzekać... ale jak?? kiedy znowu wszystko, co może runąć sypie się na oczach wszystkich. czy piątek 13-tego był ciężki, pechowy? nie specjalnie, raczej utrzymywał się w standardach ostatnich miesięcy. no więc co jest pechowe??
zimno, biało, mokro, smutno, źle... a dlaczego niestety nie mam zielonego pojęcia.
póki co uczę angielskiego (czyli próba bycia pedagogiem i nie ześwirowania - niezły trening, a że na własnej rodzicielce to co?), mimowolnie, wręcz niechętnie odsypiam zaległości z miesiąca czy dwóch, oraz bezwzględnie na pytanie "jak jest?" odpowiadam rozbrajająco (tu cytat z M. G.) "zajebiście". a śnieg sypie dalej...
wtorek, 10 lutego 2009
wobec kogo mam być odpowiedzialny skoro mnie nie widzicie (cold case)
mimo, że wszystko dzieje się tu i teraz to ja jestem gdzieś tam w czasie, gdzieś zawsze w tyle. coraz mniej nawet staram się to ukryć.
"nauczyłem się umierać w sobie, nauczyłem się ukrywać cały strach... to ja ten sam, od tylu lat...sam" (coma 100 tyś. jednakowych miast - przypisy ostatnio uwielbiam).
no właśnie, cały czas przy jednych słowach, przy pojedynczych historiach, w tych samych zgranych już i wyblakłych sceneriach. generalnie wszyscy myślą o przyszłości, jakiejkolwiek ale jednak o przyszłości. ja nie mogę się wygrzebać z przeszłości. tam jakoś bezpieczniej. tam przyjemnie jeszcze. mimo, że mam uczulenie na kurz.
jestem tu i teraz
ale mnie nie ma
bo nie mam czasu tak po prostu być.
sił też nie mam
wiersz napisałam niechcący
i niechcący nie jest do końca taki jaki napisałam
ale już się urodził i kochać go trzeba
bo jest
pozdrawiam wszystkie czarownice z czarnymi kotami
i czarne koty z czarownicami też
"nauczyłem się umierać w sobie, nauczyłem się ukrywać cały strach... to ja ten sam, od tylu lat...sam" (coma 100 tyś. jednakowych miast - przypisy ostatnio uwielbiam).
no właśnie, cały czas przy jednych słowach, przy pojedynczych historiach, w tych samych zgranych już i wyblakłych sceneriach. generalnie wszyscy myślą o przyszłości, jakiejkolwiek ale jednak o przyszłości. ja nie mogę się wygrzebać z przeszłości. tam jakoś bezpieczniej. tam przyjemnie jeszcze. mimo, że mam uczulenie na kurz.
jestem tu i teraz
ale mnie nie ma
bo nie mam czasu tak po prostu być.
sił też nie mam
wiersz napisałam niechcący
i niechcący nie jest do końca taki jaki napisałam
ale już się urodził i kochać go trzeba
bo jest
pozdrawiam wszystkie czarownice z czarnymi kotami
i czarne koty z czarownicami też
piątek, 6 lutego 2009
english
teacher
english teacher
new english teacher
great new english teacher
great new english teacher stays
great new english teacher stays with
great new english teacher stays with us
;]
so, that's all folks
english teacher
new english teacher
great new english teacher
great new english teacher stays
great new english teacher stays with
great new english teacher stays with us
;]
so, that's all folks
środa, 4 lutego 2009
changes
jest dziwnie
dziwno-dziwnie
znikają ludzie, a z nimi jakoś ulatnia się to, co było w tym całym pomieszanym, dziwnym świecie najlepsze. to, co mnie tu przyciągnęło; to, co sprawiało, że chciałam tam i tak pracować właśnie zwija manatki i ucieka. a ja coraz wyraźniej czuję, że powinnam zrobić to samo.
jednak z racji tego ze ja to ja i tylko ja, to siedzę sobie z rączkami pod brodą i obserwuję i nasłuchuję i milczę ... przynajmniej oficjalnie, przynajmniej na razie, póki nikt się nie czepia mnie. niestety wszelkie znaki na niebie i ziemi przekonują, że czas jest bliski...;/.
ze statku pijanego, ze statku tonącego - z objawami choroby morskiej serdecznie pozdrawiam
dziwno-dziwnie
znikają ludzie, a z nimi jakoś ulatnia się to, co było w tym całym pomieszanym, dziwnym świecie najlepsze. to, co mnie tu przyciągnęło; to, co sprawiało, że chciałam tam i tak pracować właśnie zwija manatki i ucieka. a ja coraz wyraźniej czuję, że powinnam zrobić to samo.
jednak z racji tego ze ja to ja i tylko ja, to siedzę sobie z rączkami pod brodą i obserwuję i nasłuchuję i milczę ... przynajmniej oficjalnie, przynajmniej na razie, póki nikt się nie czepia mnie. niestety wszelkie znaki na niebie i ziemi przekonują, że czas jest bliski...;/.
ze statku pijanego, ze statku tonącego - z objawami choroby morskiej serdecznie pozdrawiam
poniedziałek, 2 lutego 2009
niedziela, 1 lutego 2009
Subskrybuj:
Posty (Atom)