moja wina, moja wina, moja bardzo wielka wina. postanawiam się poprawić i więcej... pracować.
jak długo? - nie wiem, ale oby jak najdłużej
jak ciężko? - nie wiem, ale pewnie i tak za mało
jak to zrobię? - nie wiem, ale postaram się bo to, jak jest teraz prowadzi donikąd.
no to mamy postanowienie noworoczne.
ale rosną i pola nadziei. wyrosło ich jak grzybów po deszczu - mimo braków deszczów jako takich. człowiek ma niesamowite zdolności do pognębiania się w chwilach, gdy już jest zgnębiony. więc i ja się pognębiam, że nadal są rzeczy, które należałoby zrobić, skończyć, rozpocząć i po prostu przestać się w końcu pieprzyć z samą sobą. łatwiej powiedzieć, nawet postanowić niż zrobić. czekanie na lepszy moment oznacza marnowanie czasu. zawsze kłamliwa perspektywa wmówi nam w żywe oczy, że ten właśnie czas, to "dziś", jest akurat najmniej odpowiednie. jutro jest przecież nowy dzień, nowe możliwości, nowe siły, nowe życie.
i tak codziennie jest dziś
a jutro zawsze w planach, kolejne scenariusze idealnego.
koniec z czekaniem.
idę szukać jutra.
czwartek, 1 stycznia 2009
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
0 myśli:
Prześlij komentarz