Dreams are renewable. No matter what our age or condition, there are still untapped possibilities within us and new beauty waiting to be born.

-Dale Turner-

środa, 13 czerwca 2012

smelly cat

tak uroczo śpiewała o śmierdzącym kocie Phoebe z Przyjaciół. ag trochę jak śmierdzący kot - nawet bardziej jak śmierdzące jajo, które wszyscy ignorują, ale koty woli bardziej od jaj i Phoebe śpiewała o kocie a nie egg'u. no więc wracając do wątku głównego - trochę ignorowany się ag czuje. sprawy moje o  ile nie wymagają karcenia, tudzież popędzenia - nikną w gąszczu innych spraw ważkich i nieważkich - stworzenie standardu ofertowego do wysyłania pliku JPG wydaje się być kwestią istotniejszą na ten czas niż fakt, że ktoś robi za dwoje albo i więcej. ale i ag ma pewną wartość krytyczną - granicę, której przekraczać nie należy. stan wód podniesiony, groźba przecieków rośnie. czy starczy odwagi by utrzymać bojowy nastrój. czy starczy sił by podjąć walkę o lepsze warunki. czy starczy godności by odejść gdy zawiodą podjęte środki?
smelly cat... it's not your fault...


korzystając z okazji - ag internetowo śmiga zdalnie. na różowo. play'owo. 

poniedziałek, 11 czerwca 2012

w poprzednich odcinkach

internetowo nadal nie śmigam więc chwilowe problemy techniczne przeciągają się i zmuszają do kumulowania komentarzy. a komentować co jest i upamiętniać.

ag w stolicy
ag był i widział i... się nie zachwyca. zerwano mnie o 3 nad ranem (o ile dobrze pamiętam dzień wcześniej zaliczyłam dniówkę do 22), wsadzono do pociągu i to była jedna z milszych rzeczy tego dnia - w sensie podróż pociągiem). warszawa nie zachwyca - nie za ładnie pachnie, źle jest oznakowana - zaskoczenie moje wzbudził fakt, że nie ma co tam kupić do zjedzenia - w sensie nie znalazłam przez pół dnia fastfooda, knajpy, kebabbaru - owszem w złotych tarasach jakieś tam jedzonko było ale ludziów jak mrówków a i na dworcu mcdonald's jest wiec czemu cisnąć się akurat tam? ech, ja tam wolę moje śląskie zaścianki niż te wielkomiejskie dżungle. nawet katowice jakoś tak przyjemniej wyglądają (i dają jeść). a pozytywy tego dnia i warszawy w ogóle to super toaleta na dworcu (ale tylko jedna - wszystkie tak samo płatne ale ta jedna to pełen luksus) i księgarnia matras czynna na tyle długo, że zdążyłam kupić kilka książek.

ag w pracy
system monitorowania pracy naszej ruszył. uzbrojeni w elektroniczne kalendarze i wirtualne teczki zleceń śmigamy na minuty projektując, klejąc, rozmawiając. pełna inwigilacja. mnie nie przeszkadza aczkolwiek pewne wzburzenia na morzu pojawiają się co jakiś czas wzbudzając ogólne poruszenie. niestety stare nawyki zarządu rządzącego nie zostały całkiem wytępione i zasada w myśl której - każdy może robić wszystko funkcjonuje nadal; brak szacunku do czyjejś pracy także więc atmosfera bywa ciężka. powoli zaczynam gubić się w tej całej maszynie, trybiki zaczynają zawodzić a ja zaczynam myśleć, że to w końcu musi wszystko runąć z hukiem.

ag w domu
zmiany, zmiany, zmiany. pajęcze nóżki tu i ówdzie z lekka wzbudzały niepokój. ale długonogi śpiący w kącie mojego łóżka zmienił plany gorączki sobotniej nocy na sobotnie przemeblowanie. ag porozkręcał szafki, zdemolował trzy listwy przypodłogowe i gniazdko elektryczne ale akcja została uwieńczona sukcesem i organizacja moich małych czterech ścian uległa zmianie. jak się okazało niedobitki ostatnie zostały, ale miejmy nadzieję, że to ostatnie podrygi tej nieszczęsnej rasy. żeby była jasność - ja tam nic nie mam do pająków - dopóki zachowują ode mnie dystans. w każdym razie nowy porządek przypadł mi do gustu strasznie.

ag w agu
zmiany? ag czyta ostatnio sporo - z andrusem i czubaszek się śmiałam. choć i tam parę wątków do myślenia mi dało. ale ag chwycił w łapki ostatniej soboty "pokalanie" czerwińskiego i pochłonął go w kilka godzin. choć godzin ma ag ostatnio mało dla aga samego.