Dreams are renewable. No matter what our age or condition, there are still untapped possibilities within us and new beauty waiting to be born.

-Dale Turner-

niedziela, 28 listopada 2010

buka is here

tak więc oto nadeszła zima... śniegu nasypało, wiatrem zawiało, temperaturą zmroziło...
mikołaje, bałwanki i inne renifery wypełzły na sklepowe półki i witryny. ruszyła ciężarówka coca-coli z wielkim impetem.
czy ja już wspominałam o tym, że nie lubię zimy? nie lubię. ag jest zwierz ciepłolubny i woli się roztapiać niż marznąć choćby cm powierzchni swego ciała (jako, że cm nie ma mało to marznie całkiem sporo ;P). nie cieszy mnie skrzypienie śniegu pod butami, jeszcze mniej plucha i to błotsko paskudne, co po śniegu zazwyczaj zostaje. nie cieszą od lat kilku sanki, łyżwy, narty (te jakoś nigdy nawet nie interesowały). bałwany też nie cieszą od kiedy jednego mi wysadzono pewnej sylwestrowej nocy petardą nieco po godzinie zero zero.
ale przyszła zima. no i pewnie jakiś czas tu posiedzi więc jakby nie wiele mogę z tym zrobić. wiec ag się uzbroił w ciepłe szatki, i rusza ponownie w czeluści rzeczywistości codziennej.

sobota, 13 listopada 2010

dlaczego

...dlaczego pieprzone pierożki są takie dobre, a pieprzone życie już nie...

S.Mrożek

czwartek, 11 listopada 2010

o jednej takiej i siedmiu półpełnopustych szklankach

czasem tyle rzeczy chciałoby się z siebie wyrzucić. kichnąć tym wszystkim i żyć w zdrowiu sto lat... ale nie można kichać na zawołanie, sztucznością trąci to na kilometr i nie przynosi ulgi...
nie ma ulgi. czy dostanę na to jakąś wymyślną tabletkę dostępną bez recepty w promocyjnym opakowaniu? ulga w promocji, dwa tygodnie bez wyrzutów sumienia gratis.
wiem, jestem tego pewna, że nie mam powodów do posiadania wyrzutów. wiem, że zrobiłam wszystko, co było w mojej mocy. ale nie mogę sobie pozwolić na ulgę, bo wiem że to wszystko za mało. bo ostatecznie nie ważne są starania a rezultaty. a tych brak.
są tylko te rzeczy w głowie, które chciałoby wyjąć choć na chwilę. na chwilę uciszyć myśli, uspokoić oddech.

przeczytałam to dziś u chłopca z plasteliny.
to ja. tylko ja nie umiem tego wyrzucić. mimo, że bardzo chcę i się staram wgapiając ślepia w migoczący kursor - nie potrafię się pozbyć tego balastu.
jeszcze nie potrafię.

środa, 10 listopada 2010

with the tape and glue

gdy człowiek za wiele nie może zrobić to siedzi i we łbie sobie miesza różne takie swoje... pomyślunki. więc siedzę sobie i myślę. zastanawiam się gdzie jestem i czego chcę? kim jestem?

musiałam nieźle we tym kotle pomieszać, bo nic sensownego z niego wyłowić nie mogę. porozdrabniałam wszystko. zbyt dużo elementów, które nie mogą ułożyć się w jedną całość.
usunął mi się grunt spod nóg. jestem zawieszona pomiędzy tą chwilą gdy jeszcze nie spadam, a tą w której ostatnie kawałki ziemi obsypują się w dół.
czy jest do czego wracać?
skrzydła trochę pocharatane mam ostatnio, na zapasowe chwilowo mnie nie stać. staram się sklejać ile mogę, robić dobrą minę do złej gry. trwam jeszcze nieugięta. jak długo, nie wiem...



Paint me a room where I can dream
Dream of a world that I used to see
Paint me a window, soft and defined
And flood yellow light
Through the open blinds
It's somewhere, hidden from view
A portrait, an epitaph...

Epitaph Antimatter

niedziela, 7 listopada 2010

Karta Informacyjna z leczenia Ambulatoryjnego

data przyjęcia na izbę przyjęć 2010.11.04

wywiad


w dniu dzisiejszym uraz nadgarstka prawego w wyniku upadku z własnej wysokości. ból nasilający się podczas poruszania

badanie

obrzek i bolesnosc uciskowa w obrebie tabakierki anatomicznej. ograniczenie ruchomosci czynnej i biernej nadgarstka lewego. ruchomosc w stawach śródręcznopaliczkowych oraz międzypaliczkowych zachowana, prwwidłowa, bez zaburzeń ukriwenia i uenriwenia.
RTG nadgasrtka lewego bez świeżych zmian pourazowych.
szyna gipsowa przedramienna.

rozpoznanie wstępne

S63.5 skręcenie i naderwanie nadgarstka W01.4 upadek na tym samym poziomie wskutek potknięcia, poślizgnięcia (na ulicy i autostradzie)

wszytko wyżej opisane to cytat z wypisu z izby przyjęć. literówek i sprzecznych ze sobą informacji nie będę drobiazgowo roztrząsać bo i po co. chętnie natomiast wypowiem się na temat poczynionych przeze mnie obserwacji w ciągu kilku ostatnich dni.
wypadki chodzą po ludziach. i jest wiele niedogodności związanych z doznaniem ich na własnej skórze - patrz ciężka gipsowa szyna, która skutecznie utrudnia lub wręcz uniemożliwia wszelkie czynności - np nie mogę zawiązać sobie sznurowadeł.
ale są też pozytywne aspekty zaistniałej sytuacji. reakcje ludzi. zaistniała sytuacja jest dość niefortunna jeżeli chodzi o moją pracę zawodową - ale pozwala mi jasno określić granice, z których wytyczeniem zmagałam się od pewnego czasu. dlatego też mimo całej tej kosmicznej przygody feralnego czwartku pozwalam sobie na stwierdzić, że to wciąż bardziej postęp niż regres.

poniedziałek, 1 listopada 2010

męski balet na parkiecie

ruchy siatkówkowe w normie - znaczy byłam po raz kolejny i mimo napakowanego testosteronem i ambicją oddziału męskiego przeżyłam, paluszki tez ocalały a także zobligowałam się do poczynań siatkówkowych przez najbliższy miesiąc. podobno męskie kończyny z niewytłumaczalną gracją i intuicyjnie unikają kontaktu z damskimi częściami ciała podatnymi na kontuzje - tak przynajmniej tłumaczył mi pi. nie do końca w to wierzę (przecież pi tłumaczył w sumie, że oni tam improwizują i jakiejś wielkiej walki tam nie ma), dlatego też nie ma odwagi ruszać w pościg za wszelką cenę za każdą piłką. szczególnie widząc ten ten zew dzikości w śledzących okrągłą zdobycz oczach męskich po obu stronach siatki. zaczęło mnie także dość intensywnie cieszyć jakże błahe odkrycie (eureka!), że mężczyźni jednak nie potrafią się bawić dla samej zabawy - musi iść o coś i po coś. potwierdza to prosta obserwacja - kolo w pomarańczowych spodenkach, chyba najbardziej ambicjonalnie podchodzący do sprawy, zawsze najbardziej zaangażowany, rzucający się po podłodze z ogromnym patetycznym wręcz poświęceniem marnuje pod rząd 9 piłek i nie widzi w tym nic a nic winy swojej a bezlitośnie z pobłażliwością godną 9latka brawurowo (aczkolwiek i bezpunktowo i bezcelowo) odbiera odbicie mnie (bo przecież na pewno nie dam rady mimo czystej wg mnie sytuacji). doprawdy dziwne to zjawisko - ta ambicja męska i niemożność pogodzenia się z zaistniałą sytuacją. skłonna wręcz jestem zaryzykować hipotezę, że facetom nie tyle zależy by mieć rację, władzę czy moc twórczą ile by sprawiać wrażenie, że bez względu na to czy się to ma czy nie udawać że jest Ci wszystko jedno.
w związku z tym poczyniłam kolejne obserwacje męskich pierwiastków w moim lokalnym środowisku. teza potwierdza się - nawet jak czegoś nie umiesz sprawiaj wrażenie, że wiesz o tym wszystko, nawet jak czegoś nie robisz, udawaj, że ciężko nad tym pracujesz itp, itd. nie wiem z czego to wynika - ta chęć bezwzględnej i ciągłej rywalizacji o miano najlepszego, ale obecna jest wszędzie w mniejszym lub większym stopniu. czasem kosztem nawet samego celu.