Dreams are renewable. No matter what our age or condition, there are still untapped possibilities within us and new beauty waiting to be born.

-Dale Turner-

poniedziałek, 25 stycznia 2010

jedna jaskółka wiosny nie czyni, ale bociek...



(kate bush this woman's work, filmik zaczerpnięty z you tube
http://www.youtube.com/watch?v=X7nzRZdSygo
bo ładne wykonanie i ku pamięci dobrego człowieczka)


zimno nie sprzyja niczemu
zaszywam się pod kołderką, kocem, bluzą - wszystkim, co może dać odrobinę ciepła. chłód jednak przyciągam i paradoksalnie sama nim emanuję. nie wiem dlaczego. niektórzy nazywają to przekorą. coś w tym jest, bo mimo, że widzę czerwone światło brnę na gazie do przodu (między innymi dlatego nigdy nie powinnam zostać kierowcą).
jestem zdezorientowana, zawiedziona, wkurzona i... bierna. mam chwilę ostrego zwątpienia... w sens. nawet doktorek przyznał otwarcie, że uczestniczy w wulgaryzacji nauki. i mimo, że przecież o tym wiem i narzekałam na to już nie raz - to jednak jakoś mnie to dotknęło. nie ma miejsca na bohaterstwo w sytuacji kiedy musisz zarobić na siebie.
zima tez raczej nie sprzyja. dziś walnęłam. po ciemku na środku drogi kutwa rypnęłam pięknie. teraz śmierdzę octem, bo się okładam po łokciu, ponieważ jutro jest robota, którą ciężko przełożyć. ale boli... może przejdzie. a może nie.
ale tak, jak to było w zeszłym roku wiosna idzie. może jest jeszcze kawałek stąd, ale zacytuję tu pana stuhra z seksmisji
BOCIEK!!
bociany wracają. i to z prezentami. ^^ będzie dwoje kolejnych dzidziusiów. ale póki co to cichosza bo to tajemnica.

piątek, 22 stycznia 2010

58 dni do wiosny



kawałek wiosny
kawalątek
malusi taki
;]

niespodziewanie przyszła na chwilę
radość

buziole dla wszystkich tęskniących do słońca

niedziela, 3 stycznia 2010

kumulacja

doprawdy nie wiem co mam ze sobą samą zrobić? z czego wynika mój całkowity brak tolerancji i zrozumienia dla całego procederu, w który sama siebie wrzuciłam tzw. studiowania. dziś podjęłam próbę znalezienia pozytywnych stron obecnej uczelni, a przynajmniej przemawiających na jej plus nad poprzednią. znalazłam jeden, górnolotnie nazwę go infrastrukturą infrastrukturą, który na siłę można rozłożyć na dwa czynniki - wszystkie sale i biura w jednym budynku (co w porównaniu z pięcioma czy sześcioma poprzednimi jest dużym plusem, szczególnie w zimie) oraz żarełko na miejscu (też ten sam budynek, sporo miejsca i powiedzmy sobie szczerze niezłej jakości zapasy). i na tym koniec. jak to możliwe? czy coś pominęłam? może jestem zbyt pochopnym krytykantem. więc wyliczam sobie po kolei (dla czystości własnego sumienia).

1) jeżeli chodzi o informację to jest to raczej dezinforamcja. wydawało mi się, że to domena ziętka, ale jak widać zawsze może być gorzej. tu (to jest na UŚ-u) dowiedzieć się czegoś, to jak znaleźć igłę w stogu siana -więcej w tym zasługi szczęścia niż jakiejś logicznej pracy. dziekanat jest jaskinią wiedzy wszelkiej, ale oczywiście co to za jaskinia bez smoka?:>. otóż jest tu smok, nawet dwa a dokładniej smoczyce. a z babą jak to z babą - nie wygrasz. dziekanat UŚ łączy w sobie działanie trzech innych organów poprzedniej szkoły mej - działu rozliczeń (wszelkie informacje w związku z czesnym, stypendium, podbijaniem legitymacji - bo wystarczyło do tego zapłacenie raty w przód), działu dydaktyki (gdzie to wyjaśniali plany, problemy z wykładowcami, zajęciami, różnicami programowymi itp) oraz dziekanatu właściwego (miejscem składania indeksów, podań, kart oraz pobierania bieżących informacji). godziny otwarcia i dostępności dla studenta - praktycznie codziennie w godzinach pracy dziekanatu, natomiast UŚ - piątek i sobota od godziny 13. panie na ziętku do kandydatek miss publiczności miały trochę, ale nad smoczycą przewaga jest bezkonkurencyjna. czyli 1:0 dla ziętka

2) organizacja - wydawało mi się, że metody wyścigu szczurów w najgorszym wydaniu pogrążą ziętka. kolejki od 6 00 rano po to, by wpisać się do promotora (organizowane w trakcie wykładu), zagubienia dokumentów i indeksów, opóźnienia związane z przekazaniem informacji - plan zajęć o 23 w piątek przed zjazdem!, oraz błędne przekazywanie informacji), ale w porównaniu z UŚ jest to pryszcz. tu biurokracja osiąga najwyższe noty za lot i styl. samo składanie papierów, ta cała internetowa rejestracja to tylko taki pic na wodę. potem trzykrotnie trzeba było się stawić w celu złożenia dokumentów, po odbiór decyzji oraz ostateczny zapis na studia. i tak w międzyczasie wynikły błędy w komunikacji (czesne na raty można płacić czy nie?, zaświadczenie o średniej na licencjacie z całego toku studiów, ostatniego roku czy semestru?). brak jakiejkolwiek komunikacji uczelnia - student do pierwszego zjazdu (a i wtedy było gorąco), jak i w późniejszym terminie kiepska jakość tych relacji - jak się człowiek nie wystoi w kolejce to się nic nie dowie. a kolejka długa bo tak jak pisałam w punkcie pierwszym dziekanat jest tu od wszystkiego - czyli stoją w kolejce ludzie po odbiór jakichś papierów, po to by zostawić papiery, by odebrać karty, by oddać karty, by odebrać legitymację i indeks i by je podbić, by zostawić świstek o wpłacie czesnego - bo przecież mimo indywidualnych kont trzeba do 7 dni po upływie terminu wpłaty przynieść w ząbkach zaświadczenie o jej dokonaniu (co uważam za jeden z większych absurdów). 2:0 dla ziętka.

3) dydaktyka - na ziętku wielu wykładowców UŚ, teoretycznie więc wynik skłaniałby się w stronę UŚ, ale... no diabeł tkwi w szczegółach jak to mawiają. obecnie uczy mnie dwoje, których znam. cenie ich sobie i cieszę, że choć na nich trafiłam. oboje swoją pracę wykonują dobrze na ziętku i tu na UŚ. jedna pani do nich dołączyła, z którą wcześniej styczności nie miałam, ale też konkretna kobieta. i tyle... reszta mi znanych na razie poza moim zasięgiem, niektórzy prawdopodobnie na stałe ponieważ przypisani ściśle wg specjalizacji uczą innych. a ci, co są to porażka, lekko mówiąc. jeden pan czyta podręczniki śledząc palcem tekst (bo gdy tego nie robi pomyłki występują z częstotliwością 23/2,5 godz. wykładu= czytania - badania własne autora). pewna pani niestety nie mówi dobrze po polsku, prowadzi wykłady obowiązkowe, które posiadają zaliczenie bądź egzamin na ocenę. na ziętku także była pani z zagranicy, mówiąca jeszcze gorzej, z którą wykłady były "obowiązkowe" i dodatkowe bo w piątki popołudniem, ale później pani ta nawet parafki w indeksie nie stawiała. kolejna pani prowadzi wykłady z przedmiotu, który jak sama mówi "nie powinien się odbywać w takiej formie i w tym czasie, ale wymogi to wymogi" i nam czyta slajdy (ale je sobie chociaż sama przygotowuje). dla uścislenia i dodam, że na ziętku też nie wszyscy byli na 5 +. szanowna pani g. (która notabene jest z UŚ i już nie z ziętka) masakrowała wykłady swoją nieobecnością, a jeśli już zdobyła się na nie przyjść to Bóg jeden raczy wiedzieć co ona miała na myśli prowadząc je. forma zaliczenia jaką sobie wymyśliła pozostawia wiele do życzenia i uważam tą panią za jedną z najgorszych pedagogów-kobiet w mojej karierze. był też prof s. (także z UŚ na co dzień), który wykłady z psychologii ogólnej zmaścił na każdej możliwej płaszczyźnie - merytorycznej, dydaktycznej i interpersonalnej. jego dwugodzinne monologi (np ten niezapomniany o spostrzeganiu w psychologii poświęcony całkowicie budowie narządu wzroku - bardzo dokładnemu omówieniu budowy narządu wzroku) wymrukiwane spod wąsa (przypuszczam, że usta miał rozchylone nie szerzej niż na grubość przeciętnej słomki) w rytmie jednostajnie jednostajnym... usypiały niezawodnie. i można by w tej kwestii liczyć na remis pomiędzy szkołami, gdyby nie sama forma zajęć. UŚ wpadł na genialny pomysł łączenia zajęć w bloki czyli wykład nie trwa standartowo 1,5 godziny, ale składa się kilku jednostek 45-minutowych, kilku tzn. od trzech do sześciu pod rząd; czego nie są w stanie wytrzymać zarówno studenci, jak i sami wykładowcy. dodatkowym genialnym wynalazkiem są zajęcia w piątki od godz 8 rano (przypominam, że mowa cały czas o studiach zaocznych, czyli takich gdzie z założenia ludzie pracują) często do 15-16 godz, przy czym wolne soboty czy niedziele nie są pojedynczymi zdarzeniami. to więc przeważa szalę i wskazuje na 3:0 dla ziętka

nie ma szkół idealnych, bez skazy, bez błędów, bez wykładowców, którzy w swojej pracy są tragiczni. ale jeżeli wszystkie te złe czynniki sie kumulują, z dużą siłą to nie bata żeby się nie zirytować. a jak dołożyć do tego ludzi, którzy mimo wszystko skończyli już jakieś studia (i to nie byle jak, skoro się dostali), a zachowują się jak dzieci w pierwszej klasie gimnazjum i swoją rozbrajającą ignorancją i bezmyślnością powalają mnie na łopatki (a przecież nie jetem znowu taką służbistką aktywistką, która robi wszystko na tip-top) to mnie ręce opadają i żal ogarnia że tak to wygląda.
dziś widać tak się skumulowało. załamka totalna.

piątek, 1 stycznia 2010

where can I put my faith?

nastrojowo nie jestem noworoczna, nawet świątecznie nie bardzo...
jestem pochłonięta banalnością ludzkich uniesień. wszystko wydaje się być oczywiste, proste i określone. ale gdy przychodzi co, do czego... wszystko komplikuje się.
ja sama komplikuję. analizuję, przetwarzam, rozważam, wybieram opcję najbezpieczniejszą. najbardziej zachowawczą. i mimo, że wiem, że nie powinnam to brnę dalej. mam masę rzeczy do zrobienia, ale nie potrafię się zerbać w całość funkcjonującą. wgapiam się w okno, w papiery zadrukowane literkami, choć nie jestem w stanie przeczytać więcej niż kilka słów. nie śpię, wyłączam po prostu organizm, ale nie śpię bo to wiąże się z odpoczynkiem i odprężeniem. a ja po prostu zamykam oczy i tak trwam do rana.
gdzieś coś znikło. czegoś brak. czy to może być tylko wina tych cholernych ciemnych poranków? smutno jakoś



lovers come and lovers go
once they lived but now theyre ghosts
walking the streets they used to know like shadows
people disappear
every hour and every year
sometimes I believe theyre here like shadows

who can you trust in this place?
in whom can I put my faith?
if youre real then show me now who you are
how can I love without grace?
shine a light on your face
if youre real then show me now who you are

blowing like a secret wind
pouring on my naked skin
like a river flowing in the ocean
and when I turned to see your face
i saw a joy I could not place
vanishing without a trace
like a shadow in the sun

who can you trust in this place?
where can I put my faith?
if God is love then whys the world the way it is?
how can I love without grace?
shine a light on your face
if youre real then show me now who you are!

my ghost


my ghost by glass pear