Dreams are renewable. No matter what our age or condition, there are still untapped possibilities within us and new beauty waiting to be born.

-Dale Turner-

czwartek, 28 maja 2009

mężczyzn można analizować. kobiety jedynie podziwiać. phi

można mówić wiele. można różnie słowa odbierać.
ostatnimi czasy w kółko słyszę jak to wszyscy mnie podziwiają. to nie przechwałki. bo to mnie wcale nie cieszy.
no bo niby czemu cieszyć powinno. kiedy słyszysz to po raz 20-ty tego samego dnia to po prostu wkurza. a czemu cię podziwiają? podziw ów bierze się z tego, że robisz coś, czym inni generalnie gardzą, albo się tego boją. brudna i mokra robota. podziwiają, bo robisz to ratując ich tyłki. bo gdyby nie twoja durnowata naiwność - zaliczyliby wpadkę, z której ciężko byłoby się wytłumaczyć.

bez końca czekaniem wypełniona

sobota, 23 maja 2009

z innej beczki...pozytywnie

a jednak się udało
nieprzygotowanie obróciło sie w piąteczkę ;]
nawet niezaliczenie przedmiotu w pierwszym terminie nie przeszkodziło w zdobyciu stypendium.
nawet z góry przekreślona wycieczka okazała się całkiem spoko. chyba rzeczywiście się trochę uprzedziłam i to mogło zaważyć na dotychczasowej ocenie ... sytuacji. ale jest teraz na dobrej drodze ku pozytywnemu odbiorowi na dłuższą metę.

dziwny jest ten świat

dziwny
i dziwnie jest w ogóle
dziwią mnie ludzie
ich łatwość w niszczeniu wszystkiego
w dążeniu do destrukcji czasem nieświadomych, że to wiąże się też z autodestrukcją.
patrzę i obserwuję jak to, co swego czasu było azylem popada w ruinę pod sztandarem plugawej hipokryzji. jak to, co kiedyś dawało radość i pozwoliło stanąć na nogi teraz wbija nóż w plecy. zachowuje się jak jakiś lunatyk, któremu wydaje się, że jest normalnym poczciwym człowiekiem, nieświadom tego, co wyprawia w nocy.
koszmar.
ludziom obłuda wyłazi uszami. uśmiechają się, a potem idą za ścianę i obrabiają dupę wszystkim dookoła. żal patrzeć. żal sluchać. żal... bo nie można nic zrobić. i mimo, że jest mi tak żal, wyłączyłam się już z tego. moje dotychczasowe próby nagłośnienia pewnych spraw zaotstały albo zignorowane albo brutalnie sprowadzone do poziomu. teraz juz tylko obojętność. już nawet nikt mnie nie pyta. pomijana jestem milczeniem, albo zagłuszana. przykre.


przy tym wszystkim jakże cieszy bezintersowne "miłego dnia" ni stąd ni z owąd znalezione na e-mailu
lub sms-ie.
ale wraca moje światełko.
będzie bliżej.

czwartek, 14 maja 2009

krótkodystansowec na ...maratonie... do paki

tak maratonie prawnym na przykład
kto by pomyślał, że 2 złote może spowodować tyle zamieszania. choć swoją drogą, co to musi być za chory kraj, żeby za dwa złote do straszyć sądami. i to żeby jeszcze ukraść te dwa złote, przywłaszczyć sobie, ale nie... przecie my je zapłacić państwu w corocznych darach podatkowych... szkoda słów nawet. choć jest także dobra nauczka z tej historii. w urzędach zdarzają się miłe panie. nawet bardzo miłe. niestety nie mogę nazwiskiem rzucić bo nie zrozumiałam w ogóle (tak troszkę słabo przez telefon rozmawia ta pani) ale jest przemiła i do więzienia mnie nie pośle. choć może tam miałabym czas na spokojne pisane w ciągu dnia licencjata...


nie
jednak po zastanowieniu wolę nie być w areszcie, i pisać po nocach.



tym razem z ulgą na ramieniu
choć czekanie jeszcze nigdzie nie uciekło

sobota, 9 maja 2009

ofiarnie i gapowato

to jest najgorsze
ze wszystkich "złów" tego świata to jest najgorsze. niemoc. bezsilność. brak jakiejkolwiek możliwości zatrzymania pędzącej na ciebie wielkiej ciężarówki wypełnionej jakimś masakrycznie ciężkim i pewnie toksycznym ładunkiem. poza tym niestety kiedy się uważa szczególnie na coś, tym bardziej prawdopodobne jest, że się pomylisz. ciężarówka się roztrzaskała, toksyczne zwiążki działają, więc popełniam teraz gafy bo się staram. AAAAAAAAAAA... brutalna rzeczywistość kutwa!


zażenowana sobą samą

wtorek, 5 maja 2009

krótko zwięźle i na temat.
brak mi dystansu na codzień, ale za to jak już się dystansuję to na maksa.
zamiast równych składnych literek na papiere wychodzi czarny, koślawy kleks niczemu niepodobny.
sama wpędzam się w ślepy zaułek, a potem pod presją szczekającego psa (choć w moim przypadku możnaby przyjąć, że jest to wielki pająk albo innego typu robal lub owad - rzecz jasna nie szczekający, on po prostu może tam być i to jest wystarczająco przerażające) pokonuję ściany i mury, które przy rozważnym i prawdiłowym planowaniu można było spokojnie ominąć.

wypadłam z rytmu, który do tej pory był dla mnie naturalny. no właśnie był. niestety tryb w jakim teraz byłoby dobrze się budzić, funkcjonować, zasypiać jest nierealny jeżeli chodzi o stosowanie go na codzień. nie teraz, i jeszcze długo nie.
znowu żyję czekaniem. nie wiem dokładnie na co. choć może to złe sformułowanie. nie wiem tak naprawdę jak wiele jest tych rzeczy na które czekam? i jakiego rezultatu tak na prawde oczekuję.

chyba kończyć czas, bo zapętliłam się i sama gubię własne myśli..




z "czekaniem" na ramieniu