Dreams are renewable. No matter what our age or condition, there are still untapped possibilities within us and new beauty waiting to be born.

-Dale Turner-

sobota, 30 marca 2013

still want you here tonight...




niedziela, 24 marca 2013

teraz, kiedy jestem oddzielony. kiedy jestem osobny.

"Wszystko jest inne. Inne powietrze, inaczej smakuje jedzenie. Wszystko jest sztuczne, głupie i drażni. To jakieś atrapy produkowane masowo pod Paragwajem i sprzedawane na bazarku razem z pietruszką, substytuty prawdziwego powietrza, prawdziwych samochodów. Nawet spaliny są podrobione, nawet woda w kranie nie jest już morka, tylko mokropodobna. Drażni zastępcze słońce i drzewa, wytwarzane hurtowo przez wietnamskie kobiety za osiemdziesiąt centów miesięcznie, i te małe śmieszne ludziki, które coś do mnie mówią. 
[...]
I niech mi ktoś zwróci prawdziwy świat. Niech on mi go odda. On mi coś zrobił! (...) On mi chyba coś zabrał, a może mi coś dał; sam już nie wiem. Coś obcego podrzucił. I teraz to rośnie we mnie i zżera mnie od środka."

" Albo widzę się nagle we wstecznym lusterku, wpadam sobie w oko w szybie sklepowej, zauważam się znienacka w pół kroku, dostrzegam jakieś przestawiające się nogi, jakieś wymachujące ręce, i raptem do mnie dociera, że to są moje nogi i ręce. Źle idą, za bardzo szurają, za słabo machają. Albo słyszę burczenie w brzuchu i myślę, że chyba ktoś jest głodny i potem dopiero zgaduję, że to ja, mój brzuch, że to ja muszę coś zjeść moimi ustami. Wyglądam na świat przez czyjeś oczy, wyglądam przez otwory nie całkiem dopasowane, a czasem nawet dostrzegam grzbiet nosa i muszę sobie długo tłumaczyć, że nos jest też mój. Dotykam swojego ciała, jakbym przez gumowe rękawiczki dotykał kawałka drewna. Poruszam palcami, próbuję je skłonić do skakania po klawiaturze, i niby są mi posłuszne, niby lądują tam, gdzie powinny, ale jakoś inaczej, ciężej. I dźwięk też produkują inny. Czytam książki, które już raz czytałem, i szukam moich myśli, szukam tych myśli, które już kiedyś miałem, tych w których można bezpiecznie brodzić, które nie grożą nagłym porwaniem przez dziki prąd i wyniesieniem na głębinę. Nie znajduję nic. Jest tylko napięcie, niepokój i zabłąkanie. I są obrazy. Natrętne, dręczące obrazy w technikolorze, czasem udźwiękowione. Czasem nawet wzbogacone o zapach. Dopadają mnie wszędzie.[...] I to by było na tyle, jeśli chodzi o skupienie, bo teraz mam seans wspominkowy i widzę (...). Różne niespodziewane słowa (...) wyprowadzają mnie z równowagi, czy raczej z jakiegoś chwiejnego stanu udawanej normalności. Nie, to nie mnie wyprowadzają, tylko ten cień, który tu mieszka. Teraz, kiedy jestem oddzielony. Kiedy jestem osobny. To bardzo dziwne i trudne nie wiedzieć, gdzie się jest, nie wiedzieć kim i jak się jest (...)"


Magdalena Zych, Siedem szklanek, Warszawa 2011, s. 123-124, 249-250

i tak właśnie kończy się świat. nie wybuchem. jękiem.*

byłam z siebie dumna, prawie dałam radę. to był chyba pierwszy urlop gdzie nie obchodziło mnie co się tam dzieje. pierwszy, na którym nie wpadłam po coś, na coś, z czymś itp. czyli coś się zmieniło.
tylko czy to lepiej?
narastająca frustracja i agresja zaczyna budzić mój niepokój. 
we mnie nadal gdzieś tam w środku panuje naiwne przekonanie i potrzeba "bycia w porządku." bycia fair wobec ludzi dookoła - bliższych i dalszych. nie jestem świętym ideałem i czasem językiem sobie postrzępię to i owo - ale staram się być w porządku, subiektywnie obiektywność zachować. w pracy daję z siebie dużo, czasem może nawet za dużo. złych misiów przybywa - a bezczelność i działanie w myśl "po trupach do celu" przekracza granice mojego dobrego smaku, granicę bycia fair.
opadają witki i skrzydła, nie ma nawet siły na wykrzywiony uśmiech pogardy.
rozczarowanie i bezsilność przytłacza.
fakt, że zaczyna mnie to coraz mniej obchodzić też... to dla mnie całkiem nowe uczucie, dziwne, budzące strach wręcz.

zuchwały koniec świata zadomowił się w mojej codzienności.




* magdalena zych "siedem szklanek", pruszyński i s-ka 2011

piątek, 8 marca 2013

dorośnij durna

LEMAR  Time To Grow


Last night I tried but I couldn't sleep
Thoughts of you were in my head
I was lonely and I needed you next to me
Life is harder since you left
I never meant to do you wrong
And now all is said and done
I hope you won't be gone too long/ No

 

Where do I go
What do I do
I can't deny I still feel something
And boy, I wish you could say you feel the same
You've broken the bond
I gotta move on
But how do I end this lonely feeling?
You've gone, I'm here, alone
I guess it's time to grow

 

I try to speak, but my words never catch the air
Like you never knew I was there
Take me back to the days when you really cared
Can we make love re-appear?
I can't go on the roads too long
And now all is said and done
I can't go forward if my heart's still where i'm coming from

 

Crying time is over
I know I can't control her feelings
If she won't return, then I guess I'll be a man
and move on

Time to grow / And move on
Make life better than it was before
Time to grow and move on
Make love better than I did before
 
Though you've gone / And I'm here, alone
I guess it's time to grow

odwilż

odwilż

znikam znów w czterech ścianach, w sobie, w jednej z wielu wersji siebie... delikatnie zamykam za sobą drzwi, jednocześnie marząc by ktoś je wyważył z hukiem. sprzeczności we mnie walczą i nie ma przewagi żadna ze stron. chcę niemożliwego jednocześnie odrzucając wszystko, co może świadczyć o szansie spełnienia się marzenia. a gdy już sobie wmówię, że wszystko się może zdarzyć, że jest nadzieja - rzeczywistość szyderczo śmieje mi się w twarz.
kolejny raz dałam się wmanewrować w jakieś złudne historie. być może kolejny raz dałam się nabrać zbyt szybko. A może za długo nabierać się dawałam?

czekam aż przejdzie, aż nadzieje opadną. czekam na cokolwiek. wydawało mi się, że daję radę. bywa ciężko.