Dreams are renewable. No matter what our age or condition, there are still untapped possibilities within us and new beauty waiting to be born.

-Dale Turner-

poniedziałek, 24 maja 2010

ludożercy

dziwne to wszystko. dziwna ja.
czasem mówię szybciej niż myślę, a czasem myślę dłużej niż powinnam i zamiast wylać z siebie to co powinnam gnieżdżę w sobie, buduję w eseje, których nikt nigdy nie pozna.
czas moja tak samo codziennie: sen-praca-sen pięć dni w tygodniu plus dwa razy miesięcznie weekend sen-szkoła-sen. plus te same wymówki, te same błędy. samemu.
rozmawiam z ludźmi, nawet dość dużo (gadatliwa jestem, co na to poradzę), ale coraz częściej podpieram się historiami cudzymi, usłyszanymi, widzianymi. nie znam tych emocji, o których oni mówią. czytałam o nich, oglądałam w telewizji, nawet niejednokrotnie marzyłam o niektórych.
ludzie się bawią, kochają, realizują, kłócą, tęsknią, umierają - przeżywają. ja raczej przeżuwam. każdy dzień po kawałeczku. godzina po godzinie.
czasem nie jestem taka, jaka chcę. czasem świadomie rozpalam ogień - choć pouczam, że zapałkami nie wolno się bawić. znam swoje błędy, słabe strony ale mimo wszystko nadal je popełniam. dlaczego?

piątek, 14 maja 2010

deszczowo puchatkowo



no nie staram się jakoś specjalnie; łazi coś za mną i łazi, ale jakoś podejść bliżej nie może.

trochę jak ta kicia. wystraszona boi się i od ręki ucieka mimo, że chyba chciałaby się zaprzyjaźnić
więc czekam na mruczanki w deszcze zasłuchana.

niedziela, 9 maja 2010

padło niby proste pytanie. co w ciągu ostatnich dwóch lat przeczytanego, obejrzanego, wysłuchanego was poruszyło. co wywarło jakoś na was wpływ, coś w was zmieniło, otworzyło nowa perspektywę. użyto wręcz określenia "strzał między oczy". strzałów parę było - podobno ludzie mają problem z określaniem takich rzeczy, nie wiedzą co napisać. ja wiedziałam... było kilka wykładów doktorka, po których prawie nie mogłam spać, choć nie mogłam też jakoś szeroko dyskusji podjąć pisemnie bo po prostu o zbyt wiele wątków to wszystko trącało, a przy wielowątkowości ag po prostu gmatwa się strasznie. była książka terakowskiej, która może i banalna ale otworzyła kilka szufladek - totalnie nie związanych nawet z treścią samej książki. były wpisy prof. Śliwerskiego, które pobudzały komórki do dyskusji, do podjęcia pytań, szukania rozwiązań. cała akcja GW wyższa szkoła wstydu - ile to emocji wzbudziło. i do dziś tak na prawdę wzbudza. bo to się dzieje obok mnie. dziś wstyd mi było siedzieć na zajęciach. wstyd mi było za ludzi (baby w głównej mierze), które siedziały w tej samej sali i nie umiały się w odpowiednim momencie po prostu zamknąć. żenujące żebranie o podanie konkretnych pytań do kolokwium zaliczeniowego. mimo, że materiałów nie ma dużo do opracowania (raptem 4 lub 5 artykułów), mimo że jest to robione (w mękach bo w mękach, ale jednak) na zajęciach przez samego prowadzącego i że praktycznie wszystko i tak jest podane na tacy - to jeszcze to jest mało. mają czelność beztrosko przychodzić na zajęcia nieprzygotowanym, wypraszać o podanie gotowca do przygotowania i jeszcze prosić w środku zajęć przerwę na papierosa "bo płuca odpadną". ech może zbytnio się emocjonuję, może po prostu nie rozumiem, ze tak musi być. no ale... ja naprawdę nie rozumiem jak tak można.

wtorek, 4 maja 2010

nie trzeba być szalonym, ale to pomaga...

nadchodzi piękny koniec
zabrakło słów zabrakło znaczeń

na pewno będzie wojna
na pewno coś się stanie
niepokój rośnie w moich snach
zwycięży paranoja
zabierze całą wiarę
jak mam ocalić się od zła


COMA wrony

czy nigdy nie przeżyłeś, drogi czytelniku, takiej chwili, ułamku sekundy w której jakaś totalnie absurdalna i wręcz surrealistyczna myśl przeleciała ci przez głowę. czasem podchodząc do zwykłego przejścia dla pieszych, widząc nadjeżdżającego z lewej ogromnego tira przelatuje mi przez głowę pytanie - co by było gdyby tak jeden kroczek do przodu...
nie mam zapędów samobójczych, ale ta ulotna chwila w której tak chytry plan zrobienia czegoś wbrew zdrowemu rozsądkowi bierze górę. nawet zwykłe drapanie strupa na kolanie jest tego przykładem i cudownie wpisuje się w tą całą maskaradę. bo przecież wiesz, że trzeba to zostawić, żeby się samo zagoiło.
wszyscy mają w sobie coś z szaleńca. a przynajmniej ja wiem, że mam. brak mi tylko odwagi by podjąć ryzyko. by szaleństwu pozwolić wypłynąć na wierzch. jak w tych komicznych ozdobach na szafki, gdzie ciecz przeplata się z czymś o wiele gęstszym.

moimi ostatnimi szaleńczymi podrygami chyba w końcu rozpoczęłam bitwę, której unikałam od dłuższego już czasu. zmieniło się wszystko, mimo, że żadne słowa ani gesty nie padły. tu milczenie daje o sobie znać głośniej niż krzyk i płacz. to był ruch wykonany z premedytacją. z pełną świadomością konsekwencji. i ze strachem.
ale jest ulga teraz. mimo, że nadal nie znam zakończenia; mimo, że wiem, że to jeszcze nie koniec. ale tu ryzyko już podjęte. kości zostały rzucone.

obejrzałam Weronikę i nadal tak samo na mnie działa jak książka. i słucham teraz namiętnie.
móc dla kogoś nie umierać...


niedziela, 2 maja 2010

agon w krakowie part two

weekend majowy miał być deszczowy. ale dla nas słoneczko zaświeciło i kraków uśmiechnął się przyjaźnie. przechodzony wzdłuż i wszerz odkrył kilka aniołkowych i kocich miejsc, a nawet poczęstował kawą, czekoladą i winem. tak agon wino pił z Inusią. nawet mojego Lucka znalazłam na pewnych kolczykach ;).



kraków teraz pachnie mi w domu tulipanami i żonkilami.