Dreams are renewable. No matter what our age or condition, there are still untapped possibilities within us and new beauty waiting to be born.

-Dale Turner-

czwartek, 27 grudnia 2012

pomyślątko

przeczytałam niedawno, że człowiek który ma problem jakiś powinien posprzątać - w szafie, torebce, w składziku. no więc naszło i aga w końcu. zachłysnęłam się znów nadzieją, rozkochałam w niej myśli... co dezorientację ostatniego czasu tylko pogłębiło. więc uporządkowałam trochę... tego trochę to jest sporo - ag samotnie na święta, bo współlokatorka u rodziny daleko, a że ag bojkotuje porządki przedświąteczne i że świętowanie odprawia w domu rodzinnym to w mieszkanku swym niespecjalnie się przykładał)
no więc naprzemiennie - kuchenne szuflady (a jakby tak przyprawy alfabetycznie poukładać?) i szafki w pokoju (kabelki należy tak pozawijać, żeby się nie plątały, zaraz zaraz  po co mi 3 pary słuchawek do telefonu i dlaczego plątają się z kabelkiem od ładowarek?), półeczka łazienkowa (łamigłówka - tak ułożyć suszarkę do włosów żeby przy wyciąganiu nie przewracała wszystkich buteleczek), szafka łazienkowa (jak nie zakłócać spokoju frankowi - pająkowi przy rurce, z którym próbuję przełamać lody / do przyjaźni daleko, ale jeszcze nie szczułam go odkurzaczem), szafa na ubrania (żaden system dotychczas zastosowany nie spełnia moich oczekiwań - jak dzielę gatunkowo to kolorystycznie działa mi na nerwy,  jak kolorkami - jak może pomiędzy cienkimi bluzkami nagle wisieć tak gruby sweter;/!?), regał na książki (mam zdecydowanie za dużo książek... zapoczętych, a na te już przeczytane i tak za mały regał - za mało półek, za niskie, za głebokie - zapoczęte jedna kupka, do przeczytania w kolejce druga kupka - hmm niedługo trzeba będzie te kupki na podłodze ustawiać). tyle co mogłam zrobiłam - odkurzanie o 1 w nocy chyba byłoby przegięciem, więc z tym poczekam do jutra. i szorowanie piekarnika. i te kureczki takie jakieś nie do końca najbielsze (testu vizira by nie przeszły). i kafelki w przedpokoju. i prasowanie jeszcze mi zostaje... tyle można zrobić by nie myśleć. a wystarczy jeden impuls, jedno malusie pomyślątko - i wszystko trafia szlag.
koniec świata coraz bliżej...


[...]
Teraz trzeba już iść, przejmować się byle czym.
Nauczyć się zabijać codziennie twoją twarz.
Oczu kalekie patrzenie, dłoni niedotykanie.
Teraz trzeba już iść, choć strome serca bicie.
Wysokie drzewa
I noc.

Pokora Iwona "Bossa nova na rozstanie"

poniedziałek, 24 grudnia 2012

świątecznie z nadzieją

Świątecznie, prawie biało (nasypało w nocy ale nad ranem stopniało), rodzinnie (tłumnie nawet bardzo). Różnie u mnie z tymi świętami bywa - ale skoro życzą, a ja też postanawiam - to niech będzie optymistycznie.
Optymizmu i nadziei, spokoju ducha, zrozumienia siebie i innych, wyrozumiałości dla błędów (swoich i innych), szczerości i odwagi do bycia sobą. Tego życzę w te Święta. Uśmiechu ludzie. 

czwartek, 13 grudnia 2012

zimniej...

koniec świata coraz bliżej... a może już trwa. zauważyłam, że coś  już zdążyło umrzeć. brak we mnie entuzjazmu. nie potrafię wykrzesać z siebie tyle, co kiedyś. jestem, bo nie mam innego wyjścia. jestem tu... i nic z tego nie wynika. staram się i daję z siebie 200%, ale to jest nic. popełniam błędy, zapętlam się, gorzknieję. bywam zła na siebie, bo zrobiłam za dużo albo za mało, bo powiedziałam więcej lub przemilczałam, bo chciałam_a_ nie_mogłam lub mogłam_a_nie_chciałam. czy żałuję? jeszcze chyba nie. jeszcze. więc dręczy myśl, że powinnam żałować.
w tej ciszy jest coś cholernie przerażającego. w tej nieobecności - coś smutnego.
w tej wątłej nadziei trzaskającej się jeszcze naiwnie po mnie wyczuwam zdradę.
wewnętrzna bogini śmieje mi się w twarz.

wtorek, 11 grudnia 2012

zimno...

zimno się zrobiło. o ile łapki można rozgrzać kubkiem gorącej herbatki z cytryną, o tyle w środku ciężko nastawić termostat na wyższą temperaturę. agon nie lubi chłodu. nieuchronnie koniec roku coraz bliżej. nie pamiętam kiedy ostatni raz grudzień był aż tak przytłaczający, niosąc ze sobą tyle niepewności i zadumy. z jednej strony chciałabym żeby czas stanął w miejscu, nawet w tym chwiejnym tańcu jak teraz. ag boi się tego, co niesie ze sobą magicznie symboliczna trzynastka. choć z drugiej strony może się okazać, że pewne sprawy rozwiążą się same - umierając, powoli i boleśnie, ale bez mojego udziału.

czwartek, 29 listopada 2012

need something

coś dobrego, czystego, bezinteresownego
coś bez nacisku
coś prawdziwego

coś niemożliwego

piątek, 16 listopada 2012

kusiol w siu... i dużo radości

agon stara się iść za wiedźmim przykładem i zająć głowę czymś dobrym, miłym i optymistycznym.

 kilka dni temu agon miał przyjemność zobaczyć się z izabelką k. i  natalie b. w katowicach. bob cafe przywitał całkiem milusio uśmiechem na jednym ze stołów.


dla wyjaśnienia - ag nie wandalizował. zrobił to ktoś inny wcześniej, ale nie mam mu tego za złe.

dla potwierdzenia dalszego nagabywania przez optymizm kolejny dowód - tym razem skarb znaleziony wczoraj w krakowie - sparowane zakochane mikołajki ;]


no a dziś wiedźmowe kusiole do słoneczka i senne mary utkane z mgły.
milusio po obu stronach przemszy.

piosenka na dziś delilah "inside my love"

poniedziałek, 12 listopada 2012

dobrze umiem tylko czekać

otóż jak się okazuje czekolada może nie smakować. można oddychać jednocześnie dusząc się w sobie. można się uśmiechać i "dawać radę" kiedy tak na prawdę nie gra roli dla ciebie gdzie jesteś i co robisz.
nie chodzi mi tu nawet o kolejną próbę wydobycia z siebie tego, co się kotłuje po żyłach od pewnego czasu. mielę to na wiele sposobów już trochę, a dalej nie potrafię chyba do końca się z tym uporać w sposób satysfakcjonujący.
agon trochę się rzucił. w moim świecie to naprawdę już spory krok. ale pozostał bez echa. kłócę się sama ze sobą czy to lepiej czy gorzej. i znów... czekam.


nie ma nic w co mógłbyś uwierzyć
nic dobrego nie ma tu
dobrze umiesz tylko czekać
nie wiesz jak masz uciec stąd


Ania Dąbrowska "nie ma nic w co mógbyś wierzyć"

poniedziałek, 5 listopada 2012

a ty się misiek rzucaj...

kiedyś mały bogdan biegał z piłką nożną i wołał do swojego pluszaka na bramce "a ty się misiek rzucaj!" i jeszcze bogdan mówił bankowy, ale nie ma to związku z niczym o czym chcę napisać. bardziej to rzucanie mnie interesuje. misiek jakoś niespecjalnie dawał radę, agon chyba też niedomaga w tej kwestii. więc się nie rzucam...
do czego to podobne, żeby być niezadowolonym z powodu własnego urlopu. taki paradoks jakiś. bo przecież jest dobrze. cieplutko, milusio, wstawać nie trzeba na gwizdek, można robić to, na co się ma ochotę i zawsze na to brakowało czasu. a teraz brakuje kopa.
ag nie powinien narzekać. ma co jeść, gdzie mieszkać, pracuje, postudiował sobie, zdrowie jakoś bardzo nie dręczy. a to że tęskni do człowieka jest nieistotnym szczegółem. bez człowieka można się obejść. wszystko jest ok.

sobota, 27 października 2012

szalona ja - aga

mnie nie trzeba rozumieć, mnie trzeba kochać - tak kiedyś przy piwie i naleśnikach rzuciła madzizna. im dłużej się nad tym zastanawiam tym bardziej to do mnie dociera. trąca nami tyle rozterek, tyle niewiadomych. po co wiedzieć wszystko? czy rzeczywiście intencje i powody naszych działań mają znaczenie? przecież ostatecznie i tak liczy się decyzja, a nie środki ku niej wiodące. już nikt nie pamięta o motywach postępowania, ale gładko wszyscy rozliczają z osiągnięć... lub ich braku.
co zobowiązuje do kochania? co ma siłę do narzucenia komuś uczuć? człowiek się zmienia, okoliczności się zmieniają, uczucia też nabierają innej mocy. czy można kogoś zmusić do miłości na całe życie?
dzielę włos na czworo, rozważam wszystkie za i przeciw, próbuje przewidzieć każdą ewentualność by móc stawić jej czoło... po co? czasem przez głowę przeleci taka luźna myśl, szalona, wywołująca uśmiech zażenowania niekiedy... żeby pieprzyć te wszystkie zasady, protokoły, ustalenia nie wiadmo kogo... ruszyć intuicyjnie, zrobić coś wbrew zdrowemu rozsądkowi, dać się ponieść instynktom.
często ostatnio gadam z instynktami, rzekłabym nawet że prowadzimy prawdziwe debaty, gdzie za publiczność dość głośną robią sumienie, zdrowy rozsądek, drżące serducho i miliony myśli kudłatych...

nie wiem czy w tym wszystkim stać mnie na szaleństwo, ale nie przypominam sobie, żebym do tej pory kiedykolwiek tak bardzo pragnęła być zdolna do szaleństwa.




zimno

jesiennie ugrzęzłam znowu. ugrzęzłam w tych liściach po pachy. grunt chwieje mi się pod nogami. nie mam żadnego stałego punktu zaczepienia. nie mam nawet ruchomego takiego punktu.
dopada mnie to coraz częściej - milkną głosy wokoło i pojawia się ta straszna świadomość bycia tu i teraz. kto nie ryzykuje ten nie pije szampana - tak to leciało? tylko dla mnie cały czas ten strach przed porażką jest silniejszy. nie umiem zaufać.

a dziś spadł już śnieg. kolejna zima. mnie i bez tego zimno.

niedziela, 14 października 2012

zawartość aga w agu

staram się być najlepszym człowiekiem jakim potrafię być. co nie znaczy, że nie mam na karku całego worka wad, które ujawniają się wcześniej czy później. są dni kiedy siebie nie lubię, kiedy następuje wielka kumulacja i nacechowanie negatywne we mnie wzrasta i robię same głupoty... wtedy się nie lubię i najchętniej zakopałabym się gdzieś w jakiejś dziurze i poczekała aż świat i ja o wszystkim zapomnimy.
na całe szczęście, choć trudno mi w to często uwierzyć, pomimo tego całego bagażu jaki nosimy ze sobą - są dookoła nas ludzie, którzy mimo wszystko są przy nas. możemy na nich liczyć. i myślę sobie, że czasem nie zdajemy sobie sprawy jak wiele takich osób wokół siebie mamy.

dzięki serdeczne za wszystko, co dobre... za wszystko w ogóle. gęba mi się cieszy do wczoraj.

nie wszystkie agi we mnie są mi znane. cały czas się siebie uczę, bo sama siebie też potrafię zaskoczyć. ta aga od uczuć ostatnio ostro ze mną igra - rzuca mi wyzwania różnej postaci. nie wszystkie swoje reakcje rozumiem, do nie wszystkich potrafię się przyznać nie tylko przed innymi ale i przed samą sobą. ale to ja. to ja tam krzyczę, złoszczę się, płaczę i się śmieję. to byłam ja i jestem ja cały czas choć na przestrzeni czasu różnię się od siebie całkiem sporo. ale to ten sam ag tylko z różnych stron, pod różnym kątem oglądany.

czwartek, 11 października 2012

nienasycenie

W tym wielkim świecie, w tej pogrążonej teraz w ciemności połówce globu, 
muszę upolować coś, co żywi się łzami.
Thomas Harris


ot co. jesienne klimaty nie sprzyjają agonowemu nastrojowi. łapię łapczywie chwile podszyte dreszczem, które z trudem wyłuskuje z szarej niewiadomej. a ona uwodzi cały czas chochlikami w oczach. wbrew zdrowemu rozsądkowi chcę więcej.

wtorek, 2 października 2012

just hold me and don't let go

powróciło napięcie nieznane. powróciło kolejny raz kopać po żołądku. wprawiać w zadumę i zmuszać do stawiania pytań. chwyta się agon płonnych nadziei by zaraz potem rzucić nimi o ścianę, zaprzeczyć samej sobie.

LADY ANTEBELLUM can't take my eyes off you

I know that the bridges that I’ve burned along the way 
Have left me with these walls and these scars that won’t go away 
And opening up has always been the hardest thing until you came
 
So lay here beside me, just hold me and don’t let go  

This feelin’ I’m feelin’ is somethin’ I’ve never known 
And I just can’t take my eyes off you 
And I just can’t take my eyes off you
 
I love when you tell me that I’m pretty when I just wake up 

And I love how you tease me when I’m moody but it’s never too much
I’m falling fast but the truth is I’m not scared at all, you climbed my walls
 
So lay here beside me, just hold me and don’t let go 

This feelin’ I’m feelin’is somethin’ I’ve never known 
And I just can’t take my eyes off you 
And I just can’t take my eyes off you 



agon przeprowadzony (z pomocą kilku wspaniałych) i już teraz w nowych czterech ścianach się mości. miejmy nadzieję, że się wygodnie umości. i przytulnie, że będzie. 

poniedziałek, 10 września 2012

aga ma kota

czarna kicia przydreptała pod venowe wrota jeszcze przed końcem mojego urlopu.. przybyła i została. dali pić, jeść i zrobili posłanko. nawet jakieś zabaweczki towarzystwo wymyśliło. i kicia przyzwyczaiła się do nas.  kicała po stolach i biurkach klikając tylko sobie znane skróty klawiaturowe na naszych komputerkach. znalazła się właścicielka kici ale ta czmychnęła do nas z powrotem. była ściepa na jedzonko i weta. kicia okazała się ledwo 6-7 tygodniową kotką, zaświerzbioną na maksa. ale dajemy radę. czyścimy,  maściujemy i... zdrowiejemy.
ponieważ jednak robi się nocami coraz chłodniej baliśmy się o kotkę, która na noc i na weekendy lądowała w garażu. koniec końców - kotka trafiła do mnie. na razie na przechowanie - bo łucko zapowiedział, że weźmie. jakby co mam i kolejnych chętnych - właścicieli Gapy. kicia jest boska od samego początku i jest moim typem kota - czarniutka, milutka, jedyna. ufna - czego nie było przy naszym Lucku, który długo oswajał się z nowym. grzeczna- załatwia się do kuwetki ZAWSZE - co dla mnie stanowi totalną nowość (;p). zostawiona sama sobie - śpi. w ciągu 3 dni była ze mną w czterech miejscach. i jest coś magicznego w chwili kiedy to małe stworzonko wtula się w ciebie ze wszystkich sił (swoich czterech małych nieporadnych łapek) i zaczyna mruczankę tuląc się do snu. gdy ktoś cię obdarza takim zaufaniem, że pozwala sobie przy tobie zasnąć... jest to największy dar jaki możesz otrzymać. i nieważne wtedy staje się, że twój ostatni porcelanowy anioł stracił skrzydełko (się przykeli); że wstajesz 4 razy w nocy, bo "dziecko" się budzi i zaczyna harcować; że twój nos jest zatkany na maksa i oczy łzawią (ag alergik koci - niestety); że masz pozaciągane skarpetki, spodnie, bluzki i swetry a ręce i nogi wyglądają jakbyś tarzała się w drutach kolczastych (kicia wspinia się po tobie jak tarzan i ostrzy pazurki) - to wszystko jest nieważne kiedy ona przychodzi i wtulając się niezdarnie w ciebie - zasypia.






poza tym ag przeprowadza się. idziemy na większe, wyższe i tańsze.
koty jednak przynoszą szczęście - no niech ktoś mi powie, że nie...

wtorek, 28 sierpnia 2012

arachnofobia


można się z tego śmiać, można bagatelizować. ale ja wiem, że nadchodzą…

ag nie lubić, bardzo nie lubić, w bliskim kontakcie (powiedzmy w zasięgu wzroku – otwarta przestrzeń lub większe pomieszczenia; ewentualnie mniejsze pomieszczenia zamknięte) ag  truchleje i obawia się o stan swej psychiki. panikuję. lekko. chyba, że duży okaz (jak widzę bez okularów znaczy jest duży) lub kilka okazów – wtedy panikuję mniej lekko.  mowa o braciach naszych mniejszych najmniejszych – dokładniej robactwie wszelkiej maści, w szczególności pająkach (wiem, że pająki to pajęczaki - (Arachnida) – gromada stawonogów obejmująca przeszło 61 tys. gatunków sklasyfikowanych w 11 rzędach. Istnieją dowody potwierdzające fakt, że pajęczaki istniały już 400 mln lat temu i były pionierami życia na lądzie - z wikipedii toto). nie mam nic do nich personalnie, niechże sobie żyją w spokoju i szczęśliwości tkając swe sieci – byle dalej od mnie. no bo co im po sieci pomiędzy szafką na książki a ścianą? albo pod moim łóżkiem? he? cóż to za życie w rogu futryny przy drzwiach wejściowych do mieszkania? wieje, trzęsie, głośno – a i upolować coś ciężko. szczęśliwy ten dom gdzie pająki są – nie wiem co to za durnowaty wymyślił, ja żądam dowodów empirycznych, potwierdzenia w badaniach…

no więc ustalone – ja nie lubić pająków, wręcz się ich bać. dotarło? ale atakują.
najpierw zaczęły mnie nachodzić w mych czterech ścianach słono opłacanych. były próby oswojenia. naprawdę. ten pierwszy, co mieszkał między kaloryferem a szafką z szufladą. taka trójkulczasta postać z długimi, chudymi nóżkami. poszłam z nim na układ, mieliśmy taki mały deal. mówię mu – słuchaj stary, ty sobie siedzisz tam, ja ci nie przeszkadzam, ty nie przeszkadzasz mnie. będziemy żyć w zgodzie. milczenie wzięłam za aprobatę umowy. no i nawet dwa dni się trzymał. trzeciego nie wytrzymał. ja też nie. a mogło być tak przyjemnie i miło. ale postępowałam humanitarnie, znaczy współlokatorka ma za nóżki wzięła i za próg mieszkania. ale na drugi dzień w tym samym kącie pojawił się nowy lokator, nawet podobny do poprzednika – tylko większy. szafka ‘nieruszalna’ ze względu na połączenie stałe z dwiema innymi – pomiędzy szafką a ścianą szczelina – zapewne jest ich więcej. było ich więcej. po każdym kolejnym wyrzuconym przychodził następny – zawsze większy. Potem pojawił się jeden pod szufladą. zakończyło się to generalnym remontem – znaczy wybebeszeniem wszystkich szafek, przełożeniu mebli z jednej ściany na drugą (a to nie lada wyczyn w tak małym pomieszczeniu – wymagało to likwidacji gniazdka elektrycznego i trzech listw przypodłogowych). było już totalnie czysto i okazało się, że między mechanizmem składającym wersalkę jest jeszcze jeden chodonóżek. skończyło się na płytce antyrobaczkowej. pająki też mnie dzięki niej już nie nękają więc znaczy, że to jednak robaczki.
w pracy nękają mnie mniej (pomieszczenie większe od mych czterech ścian), aczkolwiek zdarza się że i tam straszą i są za blisko. a na pracach w terenie to rzecz zrozumiała, że są.
mówią, że trzeba się zmierzyć ze strachem czasem nawet brutalnie kładąc włochatego i wielkiego pająka na twarzy temu co się go boi. niech no tylko ktoś spróbuje zrobić to mnie – a w ekspresowym tempie stanie się mym wrogiem nr 1. nie radzę.

wieść o kolejnym końcu świata krąży ostatnio dość żywo w przestrzeni. podobno jakieś wielkie fale. przeżyją nieliczni. ja nie umiem pływać więc wg znawców tematu nie mam co liczyć na gwiazdkowe prezenty (najbliższa planowana data końca świata to 21.12.2012). ale ja myślę, że to o falach to dla ściemy. żeby odwrócić uwagę od prawdy.
najpierw niby nic, przecież to normalne że pająki oplatają całkowicie miejskie budowle. a tu dziś czytam dalej, że jest ich więcej, coraz więcej

jeżeli pająki zaczynają się w twoim życiu pojawiać coraz częściej, to wiedz ... że coś się dzieje...

wtorek, 21 sierpnia 2012

kiedy płaczę to się staję deszczem i jestem*

agon dziś dostał linka i się zauroczył tym dziwnym tworem (i bałaganem w tle). mam podobne odczucia jak przy oglądaniu once (reż. John Carney, 2006). taki.. naturalny, nieskażony liftingiem marketingowym.
ładne toto, gęba mi się śmieje tudzież wzrusza - zależy czego akurat słucha.
cieszy, że tacy ludzie gdzieś tam są i tworzą... robią swoje.

domowe melodie - północ to ta liryczna strona akurat, ale oni mają tam tego więcej.

*domowe melodie "tak dali"

niedziela, 19 sierpnia 2012

zbesztany

beszt.
z góry na dół. wiem, że słuszny. sama czasem ze sobą nie wytrzymuję więc co tu się dziwić innym.
nie wiem czego chcę, zabawy w kotka i myszkę są bardzo wyczerpujące. szczególnie, że ag nie wie czy nie bawi się sam ze sobą.
urlop. duży potencjał czasu... do zmarnowania. no to jedziemy.

wtorek, 14 sierpnia 2012

I'm still here in my prozac dreams*

działa to zaskakująco dobrze i sprawnie. człowiek budzi się rankiem, widzi w lustrze swoją twarz, odczuwa każdym porem skóry warunki otoczenia - czasem ciepełko a czasem deszcz. maszyna rusza w codziennych trybach pracy - krok za krokiem, oddech za oddechem, myśl za myślą.
jestem.
tylko gdzie i po kiego grzyba.
w ciągu dnia tryby maszyny współpracują z innymi, śmigają normy na akordy. ale w którymś momencie zostajesz sam, wszyscy dookoła już śpią a Ty jak ten głupi nie możesz. nie możesz bo masz za dużo w sobie. nawkładałeś za dużo w kieszenie marzeń, skumulowałeś kupony na wielką wygraną - znowu pomyliłeś liczby. nie kumasz tej układanki, nie masz klucza. wiesz że gdzieś jest ten haczyk, tylko Ty nie możesz znaleźć. jak długo Ty potrafisz udawać, że Ci nie zależy na tym wszystkim. że to przecież głupie mrzonki bez których można się obejść? jak długo jesteś w stanie okłamywać samego siebie i przymykać na to oko? jak długo jesteś w stanie wierzyć w happy end?
to nie ta bajka koorva.

* riverside - voices in my head

środa, 1 sierpnia 2012

między nami

Wczoraj do ciebie nie należy. Jutro niepewne... Tylko dziś jest twoje*.

jestem w potrzasku. gdzieś pomiędzy wczoraj a jutro... bo czym jest dziś? dziś już nie ma. jest wieczne czekanie na jutro. bo to, co robię dziś jest przecież dla jutra.
tylko co to dokładnie znaczy?
przenikam pomiędzy sekundami codzienności, jakby tylko przejazdem wpadając do niej. nie przyznaję się do bliższych relacji z nią - co tu ukrywać rzadko bywały one dobre, ale teraz wolałabym chyba oschłe znajome "spadaj" niż tą niepewność zamkniętą w ciszy. zawsze bliższe to, co znamy.


pomiędzy twoimi słowami
zwijam się na kształt pytajnika

a ty mnie do snu ukołysz

oddechem
pod powieką nocy
zamknij mój strach


kochaj 


neriko - 03/2008  MIĘDZY NAMI

*) Jan Paweł II

sobota, 28 lipca 2012

ja soute

ostatnio czas nabiera innego znaczenia - odnajduje się w chwilach przejściowych w trakcie przemieszczania z punktu a do b, na chwilę przed zaśnięciem (krótką chwilę, bo ostatnio ag pada i od razu odpływa), w tych mikromomentach pomiędzy podjęciem decyzji czy skręcić w lewo czy w prawo.
zdarza mi się coś naskrobać, słownie coś ułożyć. ostatnio rzadko. ale po głowie i tak pętlą się słowa. trzaskają o ścianki czaszki scenariusze sytuacji nieistniejących. różnie z tworami tego typu bywa, jedne są lepsze inne gorsze. wszystko zależne od punktu ujęcia. mój jest bardzo prosty, i nad wymiar subiektywny (obiektywność w tym względzie uznaję za wręcz niedorzeczną). coś rusza lub nie.
a ostatnio rusza bardzo, szarpie, trzęsie, drży... ag zdominowany tym zupełnie, bo przyczyn racjonalnych znaleźć nie może. ale przecież uczucia z definicji racjonalne nie są.
więc ostatnio irracjonalnie nieobecna jestem - i choć w środku to wszystko kotłuje się i kręci nie umiem tego wyrzucić na powierzchnię. nie umiem pozwolić sobie na szczerość. każde słowo ważę aby się nie zdradzić, aby nie przesadzić - i kończy się to karykaturalnie, przeginam w drugą stronę. mówię to, czego nie chcę. ale prawda spogląda spod powiek, szuka palcami bliskości, zastyga na ustach.
piosenka na dziś - Brodka Saute


----------------------

a z innej beczki, trochę prywaty

Dla sympatycznej panny Madzi ze Skałki- obiecałam więc oto są - pozdrowienia z podziękowaniami za podtrzymywanie ducha kiedy we mnie go brak i za znoszenie mnie kiedy jestem niedobra. ściskam

niedziela, 22 lipca 2012

szaleńczo...

Sama nie wiem czym to powodowane, ale z zażenowaniem już chyba odkrywam, że łatwo mnie uwieść. nie łatwo się o tym dowiedzieć, ale to już inna rzecz. zapadam się w samej sobie. szaleństwo roi mi się głowie...

*"Powaga jest śmiertelna, a szaleństwo tworzy historię".

** "Drugi człowiek może być największą pasją życia. Największe pasje czasami zabijają.
i przychodzi ta ohydna koorva nasty panika again."

*-**)czerwiński piotr "przebiegum życiae"


wtorek, 10 lipca 2012

wątpliwie

podobno człowiek myśli cały czas - w sensie fizycznym mózg pracuje w systemie 24/7 nieprzerwanie bez względu na to czy chcemy czy nie. potoczne "nie myślałam/em w tamtej chwili" jest raczej słabą wymówką. nie tyle się nie myślało, co zezwoliło na prowadzenie instynktom niższym... ale nie o tym miało być. chciałam o myśleniu za bardzo, za często, zbyt intensywnie. wtedy człowieka nachodzi tyle pomysłów, że nawet najzwyklejsza oczywistość zostaje poddana próbie. traci wiarygodność. rzeczywistość traci ostatnio na sile. traci na mocy. jaskrawe kolory - choćby nie wiem jak idiotyczne wkradają się i burzą wygląd codzienności.
ag właśnie budzi się ze snu, choć może właśnie w sen zapada. ciężko stwierdzić. ag odnajduje się w światach, gdzie nic nie jest pewne. osoby i miejsca te same ... ale relacje różne, kolorowe, intensywne...
czasem obce, a jednocześnie jedyne możliwe.
pogubionym w tym wszystkim. sama nie wiem czego chcę, czego oczekuję. nie umiem rozpoznać tego co mi się wydaje od tego co jest. może nawet nie tyle nie umiem, co ciężko mi przed samą przyznać że jest tak jak jest.

nie ufam chyba jeszcze bardziej.

środa, 13 czerwca 2012

smelly cat

tak uroczo śpiewała o śmierdzącym kocie Phoebe z Przyjaciół. ag trochę jak śmierdzący kot - nawet bardziej jak śmierdzące jajo, które wszyscy ignorują, ale koty woli bardziej od jaj i Phoebe śpiewała o kocie a nie egg'u. no więc wracając do wątku głównego - trochę ignorowany się ag czuje. sprawy moje o  ile nie wymagają karcenia, tudzież popędzenia - nikną w gąszczu innych spraw ważkich i nieważkich - stworzenie standardu ofertowego do wysyłania pliku JPG wydaje się być kwestią istotniejszą na ten czas niż fakt, że ktoś robi za dwoje albo i więcej. ale i ag ma pewną wartość krytyczną - granicę, której przekraczać nie należy. stan wód podniesiony, groźba przecieków rośnie. czy starczy odwagi by utrzymać bojowy nastrój. czy starczy sił by podjąć walkę o lepsze warunki. czy starczy godności by odejść gdy zawiodą podjęte środki?
smelly cat... it's not your fault...


korzystając z okazji - ag internetowo śmiga zdalnie. na różowo. play'owo. 

poniedziałek, 11 czerwca 2012

w poprzednich odcinkach

internetowo nadal nie śmigam więc chwilowe problemy techniczne przeciągają się i zmuszają do kumulowania komentarzy. a komentować co jest i upamiętniać.

ag w stolicy
ag był i widział i... się nie zachwyca. zerwano mnie o 3 nad ranem (o ile dobrze pamiętam dzień wcześniej zaliczyłam dniówkę do 22), wsadzono do pociągu i to była jedna z milszych rzeczy tego dnia - w sensie podróż pociągiem). warszawa nie zachwyca - nie za ładnie pachnie, źle jest oznakowana - zaskoczenie moje wzbudził fakt, że nie ma co tam kupić do zjedzenia - w sensie nie znalazłam przez pół dnia fastfooda, knajpy, kebabbaru - owszem w złotych tarasach jakieś tam jedzonko było ale ludziów jak mrówków a i na dworcu mcdonald's jest wiec czemu cisnąć się akurat tam? ech, ja tam wolę moje śląskie zaścianki niż te wielkomiejskie dżungle. nawet katowice jakoś tak przyjemniej wyglądają (i dają jeść). a pozytywy tego dnia i warszawy w ogóle to super toaleta na dworcu (ale tylko jedna - wszystkie tak samo płatne ale ta jedna to pełen luksus) i księgarnia matras czynna na tyle długo, że zdążyłam kupić kilka książek.

ag w pracy
system monitorowania pracy naszej ruszył. uzbrojeni w elektroniczne kalendarze i wirtualne teczki zleceń śmigamy na minuty projektując, klejąc, rozmawiając. pełna inwigilacja. mnie nie przeszkadza aczkolwiek pewne wzburzenia na morzu pojawiają się co jakiś czas wzbudzając ogólne poruszenie. niestety stare nawyki zarządu rządzącego nie zostały całkiem wytępione i zasada w myśl której - każdy może robić wszystko funkcjonuje nadal; brak szacunku do czyjejś pracy także więc atmosfera bywa ciężka. powoli zaczynam gubić się w tej całej maszynie, trybiki zaczynają zawodzić a ja zaczynam myśleć, że to w końcu musi wszystko runąć z hukiem.

ag w domu
zmiany, zmiany, zmiany. pajęcze nóżki tu i ówdzie z lekka wzbudzały niepokój. ale długonogi śpiący w kącie mojego łóżka zmienił plany gorączki sobotniej nocy na sobotnie przemeblowanie. ag porozkręcał szafki, zdemolował trzy listwy przypodłogowe i gniazdko elektryczne ale akcja została uwieńczona sukcesem i organizacja moich małych czterech ścian uległa zmianie. jak się okazało niedobitki ostatnie zostały, ale miejmy nadzieję, że to ostatnie podrygi tej nieszczęsnej rasy. żeby była jasność - ja tam nic nie mam do pająków - dopóki zachowują ode mnie dystans. w każdym razie nowy porządek przypadł mi do gustu strasznie.

ag w agu
zmiany? ag czyta ostatnio sporo - z andrusem i czubaszek się śmiałam. choć i tam parę wątków do myślenia mi dało. ale ag chwycił w łapki ostatniej soboty "pokalanie" czerwińskiego i pochłonął go w kilka godzin. choć godzin ma ag ostatnio mało dla aga samego.

poniedziałek, 7 maja 2012

somwhere over the rainbow...

zmęczona jestem. generalnie powinnam teraz śmigać po tak długiej przerwie. jednak z dala od czasu i ludzi bardzo łatwo założyć, że teraz to się będzie twardym. bardzo łatwo jest stwierdzić, że jest ok tak jak jest. bardzo łatwo jest wymyślić sobie plan zmian. ale gdy człowiek znów zaczyna odmierzać czas wg standardów przedurlopowych (no ni chu chu nie da się inaczej) to wszystkie usnute w słońcu mocne postanowienia truchleją w zimnym miejskim klimacie. pająki swe sieci tkają - i na prawdę nie mam nic do nich o ile są poza polem mojej bytności (okrąg o średnicy 3m tak średnio) - a ja w te sieci jak ta idiotka idę bo jakoś naiwności wyzbyć się nie mogę. o ile łatwiej byłoby żyć bez nadziei że jest gdzieś to słońce...

sobota, 7 kwietnia 2012

cichosza

jest mnie coraz mniej, coraz ciszej...

niedziela, 25 marca 2012

w stronę światła

trochę w głowie zaszumiało. spokojnie. wspominkowo.
narasta we mnie po cichu, delikatnie i chyba dojrzewa do nowego.
w ostatnim czasie musiałam zadać sobie sporo pytań, zastanowić się nad tym światełkiem w tunelu w stronę którego chcę jechać. nad tym, co jest ważne, nad tym co MA BYĆ WAŻNE. bo na razie nie mam pewności, nie mam tego czegoś jedynego. mam to szalone szczęście znać ludzi, którzy żyją pasją. mimo przeszkód, mimo szarości codzienności, mimo tego całego złego... robią swoje. mam ogromny szacunek dla takich ludzi, szczerze podziwiam. czuję się przy nich malutka, tyci-tyci.
chciałabym zobaczyć to światełko w tyn tunelu, może do tego właśnie dojrzewam.

niedziela, 18 marca 2012

pułapka

wiosna... przyszła w zielonej sukience. przebiegle zastawiła na mnie sidła. złapałam się w te sieci tkane z pierwszych ciepłych słońc tego roku. czy ta pajęczyca mnie zje?

niedziela, 4 marca 2012

geronimo!

to już jest koniec
i nie ma już nic...

tak. dyski są całkowicie czyste - 520 zł brutto za kliknięcie kilka razy DELETE. liczyłam się z tym już od jakiegoś czasu wiedząc, że sprawiedliwość ma swoje prawa. szkoda, że ta nasza sprawiedliwość działa tak wybiórczo. czy to koniec tego całego koszmaru, który ciągnie się od 15 miesięcy? tego jeszcze nie wiem.

postanowienie zmian ruszyło. ruszyłam i ja do przodu. chyba odważnie, jeszcze nie do końca na 100%, ale to zawsze jest już pierwszy krok. wiosna zagląda nieśmiało i znowu mami jakąś wizją motyli, aczkolwiek nie wiem czy ag gotowy na ten skok.

choć po wydarzeniach z piątku, gdzie zaliczyłam 2 godzinną jazdę autobusem do katowic (stałam w tym ogromnym korku 90 minut!), akt wandalizmu w postaci akcji pod kryptonimem FILAR (2-óch karpielów-bułecków ucierpiało zanim jeden w całości udało się zrolować), wreszcie powrót już czasowo normalny, aczkolwiek w doborowym towarzystwie - grupki kibiców i jednego bosego bezdomnego, może i na skoki czas przyjdzie.

sobota, 25 lutego 2012

jaki jest plan b?

czasem człowiek płacze, nawet jeżeli nie widać łez. taki dzień, taki gest, taka myśl. myśli ostatnio psotne, na wodzy ciężko je utrzymać. psotne i zawodne - zmuszają do podjęcia wysiłku ustanowienia planu a, b, c ... i tak dalej. a ja nie umiem planować, działam na zasadzie "tu i teraz". nie jest to może najzdrowsze i najrozsądniejsze ale próba przewidzenia przypadku wydaje mi się irracjonalna. zupełnie jakby ktoś igrał ze mną i za każdym razem gdy wydaje mi się, że jestem przygotowana na każdą okoliczność - daje mi do zrozumienia, że jest coś o czym nie pomyślałam.
zapowiadam od jakiegoś czasu zmiany, a może póki co nadzieję na zmiany. choć nachodzą mnie też obawy, że wszystko może pójść nie tak. że odejdą Ci co mieli zostać.
ciężko mi z nowymi ludźmi, oswajanie trwa trochę a i nie jest najłatwiejsze.

czwartek, 9 lutego 2012

niajkość

zmęczona jestem. trochę w tym pędzie zgubiona. trochę przyciśnięta. trochę niepotrzebna. jakoś tak dołowo. jakoś...nijakoś. nie wiem po co to wszystko.

wtorek, 31 stycznia 2012

a litlle unwell again

no cóż, coś się ruszyło, drgnęło. pytanie w jakim kierunku. czasem sprawdza się przestroga, żeby ostrożne o coś prosić, bo może się spełnić. nie wiem jak na to reagować, bo niewiele rozumiem z tego wszystkiego.
dziś przykro mi się zrobiło cholernie. bardzo cholernie. bo bardzo wiele poświęciłam, bardzo często broniłam, a wszystko to zmieszano z błotem i mnie w tym utopiono. przykro.

sobota, 28 stycznia 2012

ag kontra WORD Katowice - podejście drugie, ostatnie

brum brum beep beep
ykhm uwaga jadę.
znaczy będę jeździć, jak już mi wydadzą ten mały zalaminowany kartonik z fotką.
hehehe kto by pomyślał, że ag kierowcą będzie. heh. a od wczoraj oto jest ;D

wtorek, 24 stycznia 2012

sklamałeś - zawiodłeś człowieku

ech. no i stało się. przestało się udawać. zaczęło się tej zimy skromnie.
najpierw zgubił ag czapkę - nie byle jaką - ładną, ciepłą do kompletu z szaliczkiem, zakupioną jakieś trzy zimy temu na świątecznym jarmarku w Katowicach w drodze na zajęcia. zgubiłam bezpowrotnie wysiadając z samochądu ze wszystkim na ręku. przepadło. głowa marznie do dziś, bo podobnej znaleźć nie mogę (w ogóle takiej normalnej, bez dziwacznych przypinek-kamyczków-frędzelków-itp-itd, ze świecą szukać). trudno się mówi. za gapiostwo się płaci. ach, żeby tak jeszcze się na tym własnym gapiostwie uczyć. ale ag uparty widać.
ag gubi więc pewnego wieczora rękawiczkę. oczywiście nie byle jaką rękawiczkę - krakowską, jednopalczastą, z polarkiem w środku (jak nad tym teraz myślę, to przecież już druga para tych rękawiczek, bo przecież pierwsze zgubiłam już jakiś czas temu - ech pamięć zawodna). tu na szczęście w tym roku okazało się, że dano mi szansę rehabilitacji - dobry człowiek odłożył ją na skrzynkę na listy. wróciła do mnie i pilnie liczę czy dwie sztuki zawsze są.
no i przyszła sobota. zgubiłam telefon - służbowy, ze świeżo przypiętym orbit'owym pączkiem. no tak - ja ofiara losu, ja gapa i dziurawa ręka, moja wina... niestety. napisałam więc sama do siebie sms'a z prośbą o oddanie, choćby karty sim. człowiek zadzwonił - kilka godzin po fakcie. obiecał, że odda, obiecał, że przywiezie. dziś w skrzynce na listy znalazłam pączka i kartę sim. telefon sobie człowiek zostawił. moi znajomi użyli wurgalnych słów. ja na razie jestem w kropce - bo wdzięczna jestem za kartę sim (i pączka) ale mam żal, że obiecał inaczej (tak, tak naiwna ja) - bo gdyby powiedział już wtedy że odda to i tyle bo fon sprzeda pewnie nie miałbym żalu. a tak mam, bo obiecał. a tak połasił się na jakieś 150-200 zł z ten tel. ech. nauczka kolejna niestety. bolesna bo szkoda zdjęć, plików, kontaktów (straszne jak człowiek staje się bezradny bez tego gadżetowego badziewka).

niedziela, 8 stycznia 2012

tego się nie robi...

pani Szymborska pisała o kocie w pustym mieszkaniu. tego się nie robi kotu.
a ja myślę, że kot świetnie sobie i wtedy da radę. kto pozwolił robić to człowiekowi? jak on ma sobie poradzić?

nie było mnie. dowiedziałam się już po. choć wiem, że tak lepiej - tęsknię.


[*02.01.2012]

niedziela, 1 stycznia 2012

noworocznie

nie przypominam sobie specjalnie jakichś poważnych postanowień stawianych na nowy rok. poza tymi stałymi - stać się lepszym, poważniejszym, doroślejszym... ale wszystko to można podsumować jednym słowem - zmiana. zmiany są ciężkie. zmiany są niepewne, ryzykowne. wiemy tylko, że już nie będzie tak samo.
co roku mam nadzieję na zmiany. ale wiem, że to nie działa jak pobożne życzenia, samo się nie zrobi. trzeba coś zrobić, wykonać ruch. więc życzę sobie i innym odwagi. ponoć nawet najdalsza podróż zaczyna się od pierwszego kroku. odwagi więc by ruszyć.