Dreams are renewable. No matter what our age or condition, there are still untapped possibilities within us and new beauty waiting to be born.

-Dale Turner-

poniedziałek, 26 września 2011

don't try to fix me i'm not broken*

or maybe i am?

Boli mnie głowa i nie mogę spać,
chociaż dokoła wszyscy już posnęli,
nie mogę leżeć i nie mogę wstać,
parę lat życia darmo diabli wzięli**

ta... ja jestem proszę pana na zakręcie. brzmi górn0lotnie, ale takie nie jest. to nic wyjątkowego. nic spektakularnego. ot po prostu czasem zaczyna się dzień... i dociera do ciebie rzeczywistość bardziej niż dnia poprzedniego. czy to źle? potem człowiek to musi przetrawić, przełknąć powoli z bólem mniejszym lub większym i może żyć dalej do kolejnego olśnienia.
jak się objawia takie olśnienie? niby wszystko jest normalnie, ziemia się kręci, ptaszki fruwają a my sobie po prostu żyjemy. ale czekolada smakuje inaczej, ulubiony napój nie gasi pragnienia, a to co jest dla nas ważne każdego innego dnia - w tym wzbudza co najwyżej nasz rozżalony uśmiech.

i dziś znowu rzeczywistość była bliżej... ilość oddechów zmniejsza się, apetyt na zmiany maleje prawie do zera, ręce tęsknią za ciepłem drugiego człowieka. a z rękami tęskni reszta człowieka - każdym koniuszkiem skóry.



*evanescence hello
**yugopolis2 i maciej maleńczuk ostatnia nocka

sobota, 24 września 2011

brum, brum .ekhyy hy hy

zapierałam się nogami i rękami. no bo, na co mi to wszystko, po kiego grzyba te nerwy i stres? cóż to sprawia, że na szali stawiam życie własne i innych i wywalam dotychczasowe argumenty do kosza?
otóż zmieniają się przepisy, zmieniają generalnie na lepsze, aczkolwiek wychodzę z założenia, że lepiej spróbować (a nóż jakimś cudem się uda) i załapać się po staremu. tak oto aga trafiła na kurs prawa jazdy z mocnym postanowieniem zdania egzaminu w tym roku.
no i zaczęło się. ofiar w ludziach na razie nie ma, aczkolwiek stwierdzam, że sama nie najlepiej się czuję - rowerzyści najwyraźniej sprzysięgli się dziś przeciwko mnie i wypełzli na ulicę (podobnie pewna pani z wózkiem dziecięcym). niestety problemem przestała być prędkość - już mnie 10km/h nie przeraża - aczkolwiek zbliżanie sie do świateł, szczególnie czerwonych, i w ogóle ruszanie to dla mnie na razie jakaś magia... nie do pojęcia. znaczy zawsze coś za szybko albo za wolno wciskam. efektem ubocznym całego tego przedsięwzięcia jest niestety żołądkościsk - podobny do tego przed maturą, albo ostatnim ustnym egzaminem z teoretycznych podstaw pracy socjalnej u dr Bielskiej, albo ostatecznie nawet do tych montaży, gdzie klient patrzy Ci się na ręce cały czas i czepliwy jest... bardzo. więc stresuje sięstrasznie ostatnio o życie swoje i innych uczestników ruchu. poza tym standardowo - praca mgr leży odłogiem, praca zawodowa zajmuje jakieś 70% czasu każdego dnia a życie prywatne polega w tej chwili na powolnym opadaniu na łóżko wieczorami i mozolnym powstawaniu z niego o poranku.

sobota, 17 września 2011

niedouczona przestępczyni - słodko-gorzkie dygresje na temat codzienności

rozmowa trzech nastolatek z make up'em, który potrafi zrobić moja Weroniczka; w miejskim autobusie, w godzinach późnopopołudniowych.
- a wy co pakujecie do warszawy?
- no ja biorę ćwiartkę, przeleję do coli - nie zwęszą
- ja nie będę przelewać, nie będą szukać ale czy to nie mało? wiesz będziemy potem żałować, że nie sprawdzają a my na poczatku imprezy nie będziemy nic juz mieć
- mnie ćwiartka wystarczy, już jest wtedy fajnie
- a ja chyba jednak zabiorę 0,7. dokładasz się??
- no to będzie super wycieczka...

dziś wycieczka przeliczana jest na ilość napojów procentowych. a ja jako dziecko przywoziłam z krakowa drewniane pamiątki i kiczowate zabawki. ach i można było wcinać słodycze w dowolnych ilościach bo miało się ze sobą 20 zł. to taka moja mała dygresja na temat młodzieży.

na dygresje sobie pozwalam, bo zapewne z tej jakże uroczej młodzieży wyrośnie zapewne jakże uroczy personel urzędniczy wszelkich instytucji, który potem plastikowym tipsem wywali na kogoś wiadro pomyj tylko po to, by sobie połechtać sprocentowane ego. skąd w ludziach tyle agresji i chamstwa - strach pomyśleć, co ludzie ukrywają przed innymi skoro tego jak cię mieszają z błotem się nie wstydzą.


oficjalnie zza krat (co prawda zawieszonych, ale jednak ...)

niedziela, 11 września 2011

akcja - rekacja

zakochana jestem. zakochana w wyobrażeniu. że może się wszystko zmienić na lepsze. ale czytam dołujące artykuły o prekariacie (polityka nr 37) i diagnozujące wywody socjologiczne o masowej produkcji ludzi zawiedzionych (pedagog, wpis z 11.09.11), oglądam fakty i staram się być na bieżąco w sprawach społeczno-gospodarczych (nie jestem ekspertem, ale chcę widzieć coś o tym, co się w otaczającej mnie rzeczywistości dzieje). i nie jest ciekawie. żyję w czasach gdy półki uginają się od towarów, a i tak mogę dowolną rzecz zamówić z końca świata, gdy granice są otwarte i można wyruszyć w dowolnym kierunku choćby stopem, gdy informacja pędzi szybciej niż światło i jedno kliknięcie załatwia codzienne sprawunki, umawia na randkę, płaci rachunki i ... tak na prawdę chyba może zrobić wszystko. nawet zmajstrować protezę związku emocjonlanego - protezę bo są to miłości i przyjaźnie w formie kotleta z mikrofalówki - możesz przeżyć, ale kiedyś zatęsknisz za tym czymś prawdziwym. tak w tym czasie dobrobytu ludzie na świecie nadal głodują, nadal mają ograniczony dostęp do podstawowej opieki medycznej, edukacji, pracy...
mam 26 lat; skończyłam studia, które tak naprawdę nic w mojej karierze nie zmienią, po prostu papierek do powieszenia na ścianie; pracuję zawodowo od blisko 5 lat - nieustannie z poświęceniem graniczącym z wyzyskiem będącym powodem drwin wielu osób bliższych i dalszych; to wszystko jednak nie daje mi możliwości usamodzielnienia się - zapewnienia sobie podstawowych potrzeb w kwestii utrzymania. straszy natomiast wizja zaplątania się w kredyt na lat pięćdziesiąt, który w dobie dzisiejszych coraz to nowych załamań giełdowych wpędzi mnie do grobu grubo przed końcem spłacania.
czy to czyni ze mnie już pesymistkę? jak zrzędziłam przepraszam, ale potrzebna wyrzucenia z siebie niepokoju była silniejsza.

przykro...

może się nigdy nie nauczy. może zawsze w całej swojej naiwności będzie wierzyć, że warto. nie ma się co oszukiwać - świat różowy nie jest, ale czy całkiem czarny? można udawać, że mamy to gdzieś, że to nie nasza broszka czy to wszystko przetrwa czy rozsypie się w drobny pył. tylko ten żal.
gdy masz okazję widzieć jak ktoś dba o coś, pielęgnuje i poświęca się temu z pasją to można być dumnym uczestnikiem takiego przedsięwzięcia nawet jeżeli nie jest ono spektakularne.
to może mieć wady, być niedoskonałe ale posiada w sobie ten ślad pasji... ma też wtedy wartość, której nie da się przeliczyć na jednostki monetarne. kiedy widzisz, jak tą wartość niewymierną niszczy się bezmyślnie... robi się zwyczajnie przykro.

sytuacja nie jest przyjemna. zadziwiające jak bardzo można zrazić do siebie ludzi, jak bardzo można im obrzydzić codzienne obowiązki; co trzeba zrobić, żeby ludzie podejrzliwie reagowali na zwykłe dzień dobry? przeczytałam wpis prof. Śliwerskiego i od tamtego czasu nie daje mi to spokoju. i nie chodzi o to żeby komuś tu przylepiać etykietkę psychopaty, ale żeby zauważyć problem, przyznać że sytuacja jest chora. bo są ludzie chętni do pracy i rozwoju, tylko ich działań nie dość, że się nie docenia to jeszcze krytykuje.

sobota, 3 września 2011

na dalekich wodach

lubię ten czas. na granicy lata i jesieni. urlopu chyba już dość, bo myśli zaczęły wybiegać za daleko. wody nie tyle nieznane, co niebezpieczne. ale kuszą...