Dreams are renewable. No matter what our age or condition, there are still untapped possibilities within us and new beauty waiting to be born.

-Dale Turner-

środa, 31 sierpnia 2011

siłaczka

określenie autorytet nieco zbladło w ostatnim czasie, szczególnie gdy słyszy się jak młodzi ludzie jako swój wymieniają justina bibera (się przyczepiłam do biedaka). autorytetów szuka się wśród osób znanych (coraz częściej z tego, że są znani), czasem tylko dlatego, że wypada kogoś takiego podać jako swój "wzór". chyba najczęściej podawanym przykładem jest tu Jan Paweł II, którego wielu za autorytet podaje, ale z tych wielu niewielu tak naprawdę zna i czyta co on miał do powiedzenia.
autorytety to nie ideały do kopiowania. to lekcje dające do myślenia, słowa zapadające w duszę jak kamień. to gesty i słowa, dzięki którym chcesz być lepszym, chcesz coś zmienić.

i dziś ona. zdradzona przez życie, które znała i któremu ufała. i mimo, że dokopano jej z każdej strony, mimo że ją to dotknęło i boli cholernie cały czas - jest w niej jakaś magiczna siła. jest w niej nadzieja, która mimo łez daje mocne światło.
takim ludziom chce si przychylić nieba, chce się odjąć wszystko to co tak niesprawiedliwie im ciąży.
i chyba jedyne co można to być. więc jestem. staram się być.

poniedziałek, 29 sierpnia 2011

linkin park - rolling in the deep (adele cover-live in london)

agon słucha ... uszu oderwać nie może.


sobota, 27 sierpnia 2011

nie z tej bajki

gorąco. lenistwo się we mnie rozlewa. choć może powinnam powiedzieć, że już się rozlało dawno. odpuściłam. coś jest chyba nie tak z moją konstrukcją. nie potrafię się wyzwolić od siebie nieurlopowej. ale co tak naprawdę w tej nieurlopowej wersji jest takiego?
rozdarta jestem, bo nie wiem co będzie jutro; nie wiem chyba nawet jakie ja to jutro bym chciała. teoretycznie nic nie muszę, choć wydaje się że wszyscy czegoś oczekują, rezultatów jakichś, bo przecież kobieta w moim wieku powinna już... właściwie nie wiem co powinnam. jeszcze teraz nie jestem w stanie powiedzieć "chwilo trwaj". a chciałabym, chciałabym mieć poczucie, że jestem na właściwym miejscu, we właściwym czasie. a mnie zawsze coś uwiera.

poniedziałek, 22 sierpnia 2011

what's up........

brak mi pasji. brak oddania, zatracenia w czymś po uszy. na razie przechadzam się w codzienności. przyjmuje kolor szarych ścian. straciłam z oczu cel. nie mam nawet pewności czy cel jakiś był. czy "długo i szczęśliwie" to w ogóle jakiś cel? nie mam planu.
zaczyna też do mnie docierać, że nie mam odwagi walczyć o swoje. nie umiem się upomnieć o swoje. nigdy nie byłam przebojowa czy zaskakująca, ale wydawało mi się, że mam większą siłę w walce. daleko mi do anioła, daleko do bezinteresownej dobroci. jestem przekonana wręcz, że bezinteresowność to pojęcie idealne, mityczne - piękna idea, do której się dąży, ale tak naprawdę nie ma możliwości osiągnięcia jej w pełni. o gwiazdach tak mówili. nie można ich sięgnąć, ale należy się wg nich kierować... czy jakoś tak. w każdym razie naiwność moja coraz bardziej mnie obnaża i gubi.i co raz bardziej mnie wkurza, ale wydaje mi się, że na razie nie będzie mnie stać na wyzbycie się jej.

sobota, 20 sierpnia 2011

i'm a creep, i'm a wierdo, what the hell i'm doin' here...

dziwny jest ten świat - śpiewał Czesław Niemen. jak różnie ludzie mogą postrzegać świat, jak różną hierarchię porządku świata mogą wyznawać. przeczytałam właśnie, że w meksyku trwa histeria z powodu braku wystarczającej ilości biletów na koncert Justina Bibera. Nastolatki są gotowe na seks w zmian za bilet... bez komentarza.
ludzie potrafią kłamać w żywe oczy, oszukiwać z uśmiechm an ustach, wykorzystać każdą słabość. nie rozumiem tego. może bawet nie samego zachowania (bo pobudki bywają różne, ale tego jak mogą potem dalej żyć sami z sobą. jak można świadomie wyrządzić komuś krzywdę?
naiwnie pytam? możliwe. zaczynamy znowu kampanię wyborczą - jakby mało było błota, pomyj i głupot na co dzień w debacie publicznej. teraz wszyscy szacują. kto wygra? kto zbuduje? kto wyciągnie większe haki?
zaczynam urlop, więc może uda mi się trochę poukładać na nowo w rzeczywistości.

poniedziałek, 8 sierpnia 2011

czuję się matką rewolucji

realizacja planu pod kryptonimem "porządki" przebiega nad zwyczaj dobrze. moje zaangażowanie w tą akcje jest różnie postrzegane przez otoczenie - ale nadal uważam, że warto. mocne postanowienie niestety nie jest na tyle wytrwałe, żeby siły na porządkowanie zaoszczędzić na oszałamiającą organizację własnych pieleszy. dziś zebrałam się w sobie i zaczęłam, aczkolwiek ostatnie polepszenie pogody pozwoliło powrócić największemu memu wrogowi - robactwu. i tak właśnie komar (ogromny, przerażająco ogromniasty) zakłócił moją czystkę. swoją drogą, paradoksalnie, powinno to też zwiększyć motywację do organizacji czasu "popracowego" - mam zdecydowanie za dużo zakamarków gdzie to robactwo może się schować.

poniedziałek, 1 sierpnia 2011

już był w ogródku...

no tak i wydawało mu się, że już już wita się z gąską. a tu klops...odroczenie... do 15 września. włosy z głowy chcę już rwać. kpina myślałam, że już wyżej nie wzleci. porzućcie płonne nadzieje.